Przejdź do treści

Menu główne:

Wywiady

Ludzie i miejsca
Rozmowa z Romualdem Lipko przed koncertem Budki Suflera. Berlin 6.listopad 2014.
Romuald Lipko

Spotkanie z Cornelią Pieper - o muzyce, polityce i Polonii

Podczas XV Forum Polsko-Niemieckiego wiceminister spraw zagranicznych Cornelia Pieper wyraziła zgodę by spotkać się z nami -  "Rockinberlińczykami" i porozmawiać o sprawach polsko-niemieckich w wymiarze Polonii dla naszego nowego magazynu RockinBerlin/Brzmienia2012.

W połowie grudnia 2011 otrzymaliśmy termin, na spotkanie stawiliśmy się w składzie: Marek Szlachcic i Bartek Bukowski - redakcja i dokumentujący spotkanie Darek Rybski.
Pani minister wręczyliśmy książkę "Staffel 303" (Dywizjon 303), o której artykuł do magazynu napisał jej tłumacz Jarosław Ziółkowski.
Podczas ponad godzinnej rozmowy padały różne pytania: o muzyce, polityce i Polonii.
Niestety gotowego do druku rocznika 2012, nie udało się nam wydać, a przyznaną dotację musieliśmy zwrócić z odsetkami (sic!).

O żenującej korespondencji lub jej braku z "mecenasami" d/s Polonii nie warto tu strzępić pióra, było...minęło...

Poniżej zamieszczamy naszą rozmowę z Cornelią Pieper, przeprowadzoną przed rokiem, prosimy by wziąć na to poprawkę - czytając.

MS/BB

Wywiad z Cornelią Pieper  - po skrótach

MS: Dlaczego zdecydowała się Pani specjalizować akuratnie w Polsce?
CP: Polska to nasz największy wschodnioeuropejski sąsiad, piękny kraj, szczególnie na wycieczki, kiedy chce się odpocząć, tam żyją sympatyczni ludzie i tam mam wielu przyjaciół.
MS: Odnowiła Pani kontakty ze starymi przyjaciółmi?
CP: To było całkiem wyjątkowe:, kiedy w 2009 roku objęłam ten urząd – ostatnimi latami nieco zaniedbało się kontakty listowne, człowiek ma sporo zajęć, pracę, rodzinę – a więc, kiedy w 2009 roku objęłam urząd, otrzymałam nagle sporo emaili od moich byłych komilitonów z Uniwersytetu Warszawskiego. Było bardzo miło widzieć, że nie zapominamy się nawzajem i to było wspólne głębokie doświadczenie, które pozostaje na lata.
MS: Czy te spotkania z przyjaciółmi mają pozytywny wpływ na sprawowany przez Panią urząd?
CP: Uważam, że kontakty generalnie są dobre dla polityki. Politykę uprawia się na zaufaniu. Na zaufaniu buduje się przyszłość i to zaufanie buduje się również poprzez osobiste kontakty, także z przyjaciółmi i to nie jest z pewnością bez znaczenia, być może nie jest to dla polityki decydujące – to w końcu poważny interes, – ale nie jest nieważne. Tutaj wcześniejsze wpływy, które miałam, kiedy byłam w Polsce, odgrywają istotną rolę. Jasne.
MS: Zbliża się 13 grudnia. Czy ma pani jakieś wspomnienia z tego dnia przed 30 laty?
CP: Tak, stan wojenny w Polsce.
MS: A osobiście?
CP: Tak. Wtedy musieliśmy już wyjechać. Niestety, było tak, ze 13 grudnia 1981 generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny i my musieliśmy już wcześniej opuścić Polskę. Dla obywateli NRD podróże do Polski bez wizy stały się już niemożliwe. Trzeba było złożyć wniosek, jak na Zachód, a więc żelazna kurtyna pojawiła się nagle tam, gdzie można było do tej pory swobodnie podróżować, jak do Czechosłowacji. Mieszkańcy NRD nie mieli tylu swobód i to był wielki szok dla mnie. Wówczas byłam już w Lipsku, gdzie kończyłam właśnie moje studia.
MS: Jak Pani zdaniem, rozwijają się polsko-niemieckie stosunki międzyludzkie w ostatnich latach? Co mogłoby być lepsze? Co rozwija się dobrze?
CP:  W ostatnich dziesięcioleciach wydarzyło się sporo, ale myślę, że szczególnie intensywnie rozwinęły się stosunki w ciągu ostatnich 2, 3, 4 lat. Polska, jako kraj członkowski Unii Europejskiej, wyrosła już z dziecięcego obuwia i stała się silnym członkiem Unii, który wspólnie z Niemcami posuwa do przodu ważne projekty, nie tylko troszcząc się w sytuacji kryzysu finansowego, aby wszystkie kraje zakotwiczyły w swoich konstytucjach hamulec zadłużenia, skonsolidowały swoje budżety i patrzyły w przyszłość wspólnej twardej waluty. Polska wniosła własne silne projekty, które Niemcy popierają, jak na przykład „Partnerstwo Wschodnie”, gdzie rozchodzi się o silniejszą integrację europejską, może nie zaraz przyjęcie nowych członków do Unii, ale o partnerstwa z innymi krajami Europy Wschodniej, jak Ukraina, Białoruś, Mołdawia itd. Polska jest tutaj siłą sprawczą, którą Niemcy wspomagają i tutaj widać najlepiej silne zaufanie, jakim Polska i Niemcy nawzajem się darzą. Że wspomnę tylko o pierwszym wspólnym posiedzeniu gabinetów obu rządów, które właśnie się odbyło z okazji obchodów „20 rocznicy Traktatu o Dobrym Sąsiedztwie pomiędzy Polską a Niemcami”.  To był pierwszy raz, kiedy podobnie jak z Francją, miały miejsce nie tylko konsultacje międzyrządowe w Warszawie, stolicy kraju partnerskiego. Powstała wspólna deklaracja o realizacji całego katalogu około 100 projektów, m. in. z zakresu rozbudowy infrastruktury, współpracy naukowej, wymiany kulturalnej, współpracy gospodarczej, ale także odnośnie nowej jakości we współpracy politycznej obydwu krajów. Celem rządu federalnego od początku była możliwość traktowania Polski na równi z Francją. A to oznacza: staramy się zintensyfikować nasze kontakty na płaszczyźnie politycznej, gospodarczej i kulturalnej. Tutaj uczyniliśmy potężny krok do przodu i dowodem tego są dziesiątki wspólnych mniejszych i większych przykładów. Co mogłoby działać lepiej? – Mnie bardzo zależy na wymianie miedzy naszymi społeczeństwami cywilnymi i tutaj na pierwszym miejscu stoi wymiana między młodymi ludźmi, bo to oni będą żyć w przyszłej wspólnej Europie. Życzyłabym sobie więcej pieniędzy na polsko-niemiecką wymianę młodzieży, bo nie mogę zrozumieć, dlaczego niemiecko-francuska wymiana młodzieży dysponuje dwa razy takim budżetem, jak wymiana polsko-niemiecka. Wprawdzie stosunki niemiecko-francuskie mają nieco dłuższą historię, ale to nie oznacza, że nie należy rozbudowywać wymiany ze wschodnim partnerem. Uważam to za konieczne i jest to dla nas wyzwanie. Wyzwanie dla społeczeństw naszych krajów, któremu muszą się stawić.
BB: Nie uważa Pani, że stosunki wewnątrz-europejskie zorientowane są obecnie nieco za mocno na kwestie gospodarcze?
CP: Nie sądzę. To widać także przez pryzmat Polski, która jako silny partner w Unii Europejskiej zaznaczył swoją prezydencję silnymi akcentami w kwestiach politycznych. To widać nawet na przykładzie przemówienia Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie, który domagał się wręcz, aby Niemcy zaczęły odgrywać przewodnią rolę tam, gdzie mają ku temu rzeczywiście uzasadnione aspiracje. To są akcenty, których jeszcze kilka lat temu z tego kierunku nie można było usłyszeć, ale to świadczy również o rosnącej pewności siebie Polski w Europie.
BB: Może sobie Pani wyobrazić Polskę, jako kraj interesujący dla niemieckich pracobiorców?
CP:  Od pierwszego maja 2011 mamy swobodny dostęp do rynku pracy w Europie. Z mojego punktu widzenia trwało to zbyt długo, to powinno się było wprowadzić wraz z członkowstwem Polski w Unii, bo dzisiaj widzimy, kiedy Polska już jest konkurencją nie tylko w Europie, ale i poza granicami Unii, że polscy wykwalifikowani pracownicy nie są zainteresowani pracą w Niemczech. To jest związane z tym, że rynek pracy w Europie jest o wiele większy, niż tylko niemiecki. Jest wiele innych krajów, które wcześniej, niż Niemcy otworzyły swój rynek pracy dla Polaków i tutaj Niemcy przychodzą nieco za późno. Słyszałam też, że w Berlinie polskie agencje pośrednictwa szukają wykwalifikowanych pracowników do pracy w polskich firmach, co jest wyjątkowo interesujące. To mówi nam, że postęp i w tej dziedzinie jest bardzo zaawansowany, ale w tym miejscu przeszedł nieco obok Niemiec, jeśli chodzi o werbunek fachowców z Polski.
BB: Wrócę jeszcze do Hansa Dietricha Genschera. Hans Dietrich Genscher wielokrotnie zwracał uwagę na wielki potencjał Polski. Stwierdził, że ten kraj może być wyznacznikiem kierunku dla niemieckiej polityki zagranicznej, jeśli chodzi o współpracę, podobnie jak Francja. Czy to przypadek, że akuratnie politycy FDP tak silnie angażują się dla Polski? Przypomnę też doktora Guido Westerwelle i jego silną pozycję w kwestii Centrum Wypędzonych i Eriki Steinbach. Zdobył sobie tym w Polsce wielkie uznanie.
CP: Niektóre niemieckie gazety pisały nawet, że powinien się zastanowić, czy jest ministrem spraw zagranicznych Polski czy Niemiec. Osobiście uważam tę krytykę za nie na miejscu. Ma Pan rację, Guido Westerwelle jako niemiecki minister spraw zagranicznych świadomie zwrócił się najpierw w stronę Polski, jego pierwszą podróż zagraniczną odbył do swojego polskiego kolegi Sikorskiego do Warszawy. Chciał w ten sposób również pokazać, że w przyszłości wiele w Unii Europejskiej będzie zależeć od naszego wschodniego sąsiada i tutaj miał oczywiście rację. Ale to jest już tradycja: Hans Dietrich Genscher, jako ówczesny minister spraw zagranicznych, silnie wstawiał się za przyjęciem Polski do Unii Europejskiej, wraz z polskim ministrem Skubiszewskim i francuskim ministrem spraw zagranicznym Dumas powołał „Trójkąt Weimarski”, aby promulgować w Europie silniejszą pozycję tej trójki i wspierać integrację europejską na Wschód. To wielka liberalna tradycja w niemieckiej polityce zagranicznej, że liberałowie patrzą więcej na wschód. Wreszcie kwestia niemieckiego zjednoczenia: szczerze mówiąc ostatecznie rozchodzi się nie tylko o wolność, demokrację, państwo prawa dla Niemców, chodzi tutaj o więcej wolności, więcej demokracji i więcej poszanowania prawa dla naszych wschodnich sąsiadów, bo bez Solidarności i ruchu niepodległościowego w Polsce nie doszłoby do zjednoczenia Niemiec.
MS: Interesowała się Pani polską muzyką, czy zajmowała się nią Pani może nieco dokładniej?
CP: Tak, muszę przyznać, że przede wszystkim polską muzyką poważną. Po pierwsze jestem wielkim fanem Chopina. Zawsze jeździłam na koncerty szopenowskie do Wilanowa. Albo na koncerty laureatów Konkursu Chopinowskiego w Warszawie. Ze współczesnych mam nadzieję zorganizować przyjazd Krzysztofa Pendereckiego do Niemiec. Jak wiem, wielu Niemców poznało Pendereckiego i nauczyło się go szanować. Uważam, że powinien on tutaj wystąpić z jakimś dużym koncertem. Także i to powinno być symbolem, że chcemy słuchać wielkich polskich artystów. Jeśli chodzi o muzykę rockową, to wiele niemieckich grup gościło w Polsce. Jestem odpowiedzialna za zagraniczną politykę kulturalną, a więc także i za finansowanie imprez artystycznych, także występów  grup rockowych za granicą. Kolega Neumann, Minister Kultury, jest odpowiedzialny za grupy muzyczne w kraju. To też nieźle wygląda. Nie znam wszystkich, ale uważam za interesujące, iż Urząd Spraw Zagranicznych sfinansował koncerty Thomasa Godola, zwycięzcy castingu RTL DSDS (Niemcy Szukają Supergwiazdy). W Polsce wystąpiła też znana niemiecka grupa Kraftwerk, Chicks on Speed, The Club, Giraffentoast, - o Boże, to są nazwy! - Sonar Kollektiv Orchester, Schlultzin – to Jazzband, Chester Fan VV, Elektrolück, które były na tournee w Polsce z okazji Dni Niemieckich. To są wszystko nowoczesne grupy rockowe, popowe, których występy wspomagaliśmy, ponieważ chcemy dotrzeć do młodych ludzi.
MS:  Jako rockinberlin.pl przedstawiliśmy w Polsce takie niemieckie grupy, jak Shirley Holmes i Dario.
BB: A na targi muzyczne MITAM w Poznaniu zabraliśmy grupę jazzową Electrolloyd z Magdeburga.
CP: Urząd Spraw zagranicznych ma nawet swoją własną grupę jazzową. W moim biurze pracuje kolega, który gra w niej na gitarze. Oni już często tu występowali.
MS: Chętnie zaprezentowalibyśmy tutaj polskich wykonawców. Czy znalazłyby się na to środki?
CP: W Urzędzie Spraw Zagranicznych nie. Ale myślę, że nie byłoby wcale zdrożne, gdyby mój kolega Neumann, z którym organizujemy wspólnie wiele imprez kulturalnych rozmaitych nurtów, wspomógł występy polskich grup w Niemczech.
BB: Drogich artystów musi się angażować z dużym wyprzedzeniem. Kiedy pracuje się ze środkami z dotacji i nie wiadomo w porę, czy się je otrzyma, to musi się zadowolić tańszymi wykonawcami, którzy często nie ustępują w niczym tym drogim, dla których nie można uzyskać żadnych pieniędzy.
CP: W 2012 roku planujemy wraz z prezydentami Polski i Niemiec zorganizowanie koncertu Niemieckiej Młodzieżowej Orkiestry Symfonicznej w Krzyżowej – miejscu spotkań młodzieży. Dlaczego podczas tego międzynarodowego spotkania młodzieży nie mogłyby tam wystąpić polskie i niemieckie grupy rockowe? Na pewno sporo możliwości dla realizacji wspólnych projektów dają też imprezy Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży.
BB: Zastanawiamy się, czy nie zorganizować wspólnej imprezy nieco głębiej w Niemczech, niż w Berlinie, np. w Magdeburgu. Jak dalece zmieni się sytuacja, chociażby odnośnie dotowania, kiedy polskie organizacje zdecydują się wreszcie (lub nie) na zjednoczenie we wspólnym konwencie – czy ten konwent nie „połknie” wszystkich środków?
CP: Odbył się Okrągły Stół” z wszystkimi związkami polonijnymi (to nie tylko konwent), siedzieli tam przedstawiciele mniejszości niemieckiej w Polsce, „mniejszości” polskiej w Niemczech i uzyskano tam wiele. Uzgodniono finansowanie oddziału w Berlinie, w Zagłębiu Ruhry ma powstać dom kultury. To wiele rozmaitych działań, ustalono cały katalog spraw, co wyjdzie na dobre wszystkim, nie tylko jednej grupie, podobnie zresztą ma się rzecz z kulturą czy kwestiami językowymi. Zobowiązaliśmy się. Powstała Przygraniczna Komisja Edukacji, obsadzona przez kraje związkowe oraz przez Polskę. Wypracowano cały program nauczania, mający na celu umocnienie języka polskiego, jako języka ojczystego w Niemczech oraz umocnienie języka polskiego, jako języka obcego w Niemczech poprzez wprowadzenie go przynajmniej do jednej szkoły na kraj związkowy, nie tylko w strefie przygranicznej, ale w całej federacji, gdzie język polski będzie oferowany. W interesie wszystkich polskich stowarzyszeń uzgodniono wiele punktów, które są zadowalające dla wielu. To my jesteśmy odpowiedzialni za ich realizację.
MS: Rozmawiałem z kolegą Lewickim i on jest ciekaw, czy ten Okrągły Stół z 12. Czerwca 2011 pozostanie jedynym „Okrągłym Stołem”. Czy planuje się wznowienie?
CP: Będziemy to kontynuować – ten punkt przecież uzgodniliśmy i on był tam przy tym obecny!  Powiedzieliśmy, że nie chcemy tego uczynić taką „jednodniową muchą”, tylko że chcemy spotykać się przynajmniej raz do roku.
MS: Czyli w czerwcu 2012 Okrągły Stół odbędzie się znowu?
CP: Tak, czy w czerwcu, czy w sierpniu, w każdym razie po około roku.
BB: Uspokaja mnie fakt, że to Niemcy założą to biuro dla Polaków.
CP: Tak, to też kosztuje pieniądze. Mam tutaj pełne zaufanie do mojego kolegi – sekretarza stanu Bergnera, jako że oboje pochodzimy z tego samego kraju – Saksonii–Anhalt.
MS: Zaufanie jest dobre, ale ma Pani też kontrolę?
CP: To ja jestem kontrolą. W oświadczeniu obu rządów stoi napisane, że kontrolę nad tymi działaniami – nad tymi stu punktami, nad tym, co uzgodniono przy okrągłym stole, sprawują koordynatorzy w Niemczech i w Polsce. W Polsce to Pan Bartoszewski a w Niemczech to ja.
MS: W kwietniu powiedziała Pani: „Ta umowa to nie tylko kawałek papieru.”
CP: Jest nawet gorzej: nie tylko ja kontroluję te punkty oświadczenia, ale jeszcze jestem tutaj kontrolowana przez mojego polskiego kolegę. Mam tutaj wysokiego polskiego delegata, który też uważa, aby wszystko było zrealizowane. Czyli jesteśmy równoprawni i patrzymy sobie wzajemnie na ręce.
MS: Możemy się już umówić na przyszły rok: spotkamy się i opowie nam Pani, co już zrobiono?
CP: Już dzisiaj mogę Panu podać konkretny przykład z życia: byliśmy oboje w Cottbus i rozmawialiśmy z burmistrzem, byliśmy tam też na klinice uniwersyteckiej, która kształci podyplomowo młodych chirurgów w strefie przygranicznej. To oni namówili nas do rozbudowy współpracy w ochronie zdrowia. Okazało się, że istnienie umowa o współpracy w ratownictwie medycznym. Obydwaj ministrowie zdrowia, minister federalny Bahr i jego polski kolega, podpiszą w przyszłym tygodniu w Warszawie stosowne dokumenty. Mogłabym wymienić wiele punktów, niektóre jeszcze nie zostały zrealizowane, ale na tym konkretnym przykładzie widać, że ich realizacja zależy od resortów. Nie jest tak, że ministerstwo spraw zagranicznych ingeruje w kompetencje resortów, ale ministerstwa mają za zadanie realizację współpracy polsko-niemieckiej na swoim obszarze, po konsultacjach międzyrządowych oraz akcentowanie rzeczywistej współpracy, uzgadnianie nowych umów, aby likwidować blokady, które do tej pory istniały. Do takich tematów należy na przykład ratownictwo medyczne. Jest faktycznie lepiej, kiedy granica w sferze ochrony zdrowia zniknie, co przyczyni się do poprawy jakości usług i dostępu do nich dla ludzi z obydwu krajów. Jest to tylko jeden przykład, ale niezwykle ważny.
BB: Nie tylko ekonomia, także nauka jest częścią składową kultury.
CP: Wymieniłam tutaj ochronę zdrowia, ale jest wiele dziedzin.
BB: Przed laty próbowaliśmy ustalić, dyplomy których polskich uczelni wyższych i uniwersytetów są uznawane w Niemczech i przez które niemieckie uniwersytety. W końcu uzyskaliśmy informacje od jednego z kolegów w „starych” krajach związkowych, który tam mieszka od dawna. Przysłał mi listę polskich i niemieckich uniwersytetów, które podpisały umowę o wzajemnym uznaniu dyplomów i stopni naukowych. Ten problem obecnie nie istnieje.
CP: Ten problem też już usunięto. Wprawdzie trwało to nieco dłużej, niż myślałam, ale już w końcu mamy to z głowy. To ma też związek z wejściem Polski do Unii Europejskiej, bo w Unii tak czy tak wzajemnie uznajemy dyplomy.
BB: Jeśli więc ktoś w Polsce uzyskał stopień naukowy, to może go tutaj używać, czy musi się starać o uznanie?
CP: Może go używać, istnieje też uznanie europejskie: europejscy ministrowie oświaty wzajemnie się zapewnili, że dyplomy będą wzajemnie uznawane i równocześnie będzie wprowadzany międzynarodowy stopień: Bachelor i Master, według tzw. Umowy z Bolonii. Od tego momentu uznawane są wzajemnie dyplomy ukończenia szkół. My jako Niemcy uzgodniliśmy to dodatkowo z niektórymi krajami, które mają jeszcze problemy, szczególnie nie będącymi członkami UE i wprowadziliśmy ustawę mówiącą, że zasadniczo uznawane są tu dyplomy zawodowe wysoko wykwalifikowanych pracowników. Jest ważne, żeby uznawać dyplomy szkół wyższych, aby być przygotowanym na brak fachowców. To problem istniejący nie tylko w Niemczech, ale też i w Polsce. Europejskie uznanie wykształcenia jest zatem ważne także i dla Polski.
MS: Jak długo to biuro kontaktu z Polonia nie istnieje, do kogo można się zwracać?
CP: Do sekretarza stanu Bergnera, który jest odpowiedzialny za mniejszości, albo do mnie. Ja też jestem partnerem, ewentualnie skieruję dalej. To u mnie odbyło się spotkanie z przedstawicielami Konwentu, siedzieli tutaj wszyscy u mnie przy stole i ustaliliśmy, że spotykać będziemy się przynajmniej raz w roku. Jest więc dosyć partnerów w rządzie federalnym. Koledzy na moim szczeblu – sekretarze stanu, wszystko jedno, z którego ministerstwa, są zawsze otwarci. Niedawno rozmawiałam z kolegą z Ministerstwa Badań Naukowych, z którym chcemy uruchomić w Polsce konkretny projekt naukowy – odnawialne źródła energii, wszyscy zaraz się zainteresowali i otworzyli.  To jest też związane z deklaracją, że chcemy we współpracy z Polską uzyskać zupełnie nową jakość, podobnie, jak agenda niemiecko-francuska. Tego chcą wszyscy. Nie chcemy tłuc o granit tylko natrafiać na otwarte uszy.
BB: Można nauczyć się czegoś od Polaków, jeśli chodzi o politykę edukacji? Agencje pracy cieszą się z wykształconych polskich pracowników, wprawdzie są braki w języku, ale proponuje się kursy niemieckiego. Z drugiej strony brak jest niemal całkowicie niemieckich pracowników na te miejsca pracy, które wcale nie są źle płatne. Wiem, że i dla Pani nie jest to nowy temat – co można poprawić w Niemczech, bądź też nawet podpatrzyć w Polsce?
CP: Temat jest wielowarstwowy. Kilka akcentów: Urząd Spraw Zagranicznych inwestuje dużo w niemieckie szkoły za granicą. W tym roku dwie szkoły wspomagamy niebagatelnymi milionowymi kwotami: jedna w Madrycie, a druga w Warszawie. Ta dostanie zupełnie nowy budynek. To znaczy: szkoła rośnie, co jest bardzo dobre, inwestujemy około 15 milionów Euro – największa kwota idzie do Polski. To jeden przykład. Drugi przykład: inwestujemy niesamowicie dużo w język niemiecki. Bundestag dał nam już w 2011, ale także i w 2012 osiem milionów Euro do reki, abyśmy Instytutom Goethego, ale i innym za granicą mogli powiedzieć: „organizujcie kursy niemieckiego!” Tak musi być. W ten sposób przygotowujemy pracobiorców na niemiecki rynek pracy. To jest to, czego chcemy: żeby człowiek władał językiem, jeśli chce ubiegać się tu o pracę. Uważam, że i Niemcy mogą wiele nauczyć się od Polski. Dla szkoły byłoby prościej, gdyby mogła sama decydować, czy chce położyć nacisk na stosunki niemiecko-polskie. W Polsce szkoły mają autonomię budżetową. Dostają swój budżet i w ramach budżetu decydują o zatrudnieniu pedagogów oraz o swojej koncepcji nauczania. W drugą stronę, Polska mogłaby uczyć się od Niemiec, gdzie sukces odniósł tzw. dualny system kształcenia zawodowego i który prowadzi do tego, że młodzi ludzie nie tylko uczą się zawodu, ale też stoją automatycznie w zawodzie, ponieważ gospodarka zaangażowana jest od początku w proces kształcenia. To znaczy, kształci się tam, gdzie jest zapotrzebowanie na młodych pracowników. To jest wielka zaleta niemieckiego systemu kształcenia zawodowego. Tu Polska mogłaby się czegoś nauczyć. Możemy bardzo dużo nauczyć się wzajemnie od siebie, jest na to wiele przykładów. To są konkretne rzeczy pomagające wzbogacić rynek pracy. Kształcenie zawodowe odgrywa w Europie ogromną rolę. Od dziesięcioleci mamy z Francją umowę o częściowej kwalifikacji. To robimy teraz też z Polską. Szczególnie w strefie przygranicznej odbywa się wymiana młodzieży, gdzie młodzi Polacy korzystając z dualnego kształcenia zawodowego przy zakładach w Niemczech, czyli z częściowej kwalifikacji. Teraz próbujemy więcej niemieckiej młodzieży wysyłać do zakładów w Polsce, tak, aby to była prawdziwa wymiana. Dzieje się więc niesamowicie dużo i wierzę, że to jest zawsze „dawać i brać”, bo w systemie kształcenia można się zawsze czegoś nauczyć od innych.
BB: Tutaj możemy spojrzeć wstecz na wspólną przeszłość Polski i Niemiec Wschodnich. U nas też istniało technikum zawodowe zaraz przy zakładzie. Często były to przyzakładowe szkoły zawodowe.
CP: W NRD też tak było, że uczniowie co dwa tygodnie mieli zajęcia w zakładzie na produkcji, gdzie również pracowali, bo to miało sens. Dzisiaj jest to z przyczyn organizacyjnych niewykonalne, bo nie mamy zcentralizowanego systemu, za to dużo różnych zakładów, które idą do szkół. W Saksonii-Anhalt istnieją zajęcia zorientowane na produkcję, gdzie szczególnie słabsi uczniowie, czy uczniowie szkół sekundarnych przez pół tygodnia są kształceni w zakładzie a drugie pół w szkole. Motywacja wzrasta. To wszystko jest sensowne i wypływa z dobrych doświadczeń z przeszłości.
MS: Chciałbym wrócić do Pani zainteresowań muzyką rockową.
CP: Staram się, aby stale jakieś grupy jechały za granicę, naturalnie również by propagować niemiecką muzykę rokową, bo to jest mój zakres kompetencji. Nie leży w mojej kompetencji sprowadzanie polskich grup rockowych do Niemiec. Dlatego interesuję się przede wszystkim niemieckimi grupami rockowymi. Ale możecie mnie zaprosić na koncert.
MS: Która grupa interesuje Panią? Sporo starszych polskich grup istnieje nadal, no i jest dużo nowych.
CP:  Tak, jest niesamowicie dużo grup na rynku, nie prawda? Tylko te, które wymieniłam, - to jest odjazd, jaką mamy podaż. Jest też sporo młodych grup, które powstają i szybko odnoszą sukces. Takim prototypem w Niemczech jest „Tokyo Hotel”. Oni są z Magdeburga i byli już wszędzie. Wysłaliśmy ich do Francji, do Japonii. Interesujące: wszędzie, gdzie występowali, chociaż śpiewają najczęściej po angielsku, ale i po niemiecku, młodzież zapełnia nam Instytuty Goethego. Nie nadążamy za zapotrzebowaniem na kursy języka. Nikt we Francji nie chciał uczyć się niemieckiego. Chłopcy jeszcze tam nie wystąpili, a już młodzież przyszła do Instytutu Goethego, bo chciała uczyć się po niemiecku. To jest efekt, kiedy zdobywa się młodzież do nauki niemieckiego i może równocześnie zainteresować swoim krajem. Dlatego ważnym jest, aby i polskie grupy występowały w Niemczech.
MS: W latach osiemdziesiątych gościł w Polsce Udo Lindberg z „pociągiem do Pankow”, Nena stała się bardzo popularna przez „Neunundneunzig Luftballons”, Karat, Puhdys, ale odwrotnie jakoś to nie funkcjonuje.
CP: Muszę tutaj powiedzieć, że w czasach NRD dostęp do płyt czy możliwości udziału w koncertach grup rockowych były bardzo ograniczone. Rynek był otwarty więcej w stronę wschodnią, niż na zachód. Łatwiej było dostać bilet na koncert polskiej grupy, niż brytyjskiej. Przez to polskie grupy przed trzydziestu, czterdziestu laty były bardziej znane, niż dzisiaj, kiedy rynek jest otwarty i większy, a do tego stoi więcej grup do wyboru.

Tlumaczenie z niemieckiego i opracowanie
Bartek Bukowski

Inter(Rock)view mit polnischem Botschafter Dr. Marek Prawda.

…Gibt es Ihrer Meinung nach gemeinsame Traditionen zwischen deutscher und polnischer Musik?

…Ich kann mich erinnern, als ich seinerzeit als Student in Leipzig wohnte, interessierten sich dort viele Kollegen für polnische Musik und kamen auch gern zu Konzerten nach Warschau oder Wroclaw. Wir haben ihnen häufig Karten dafür besorgt. Egal ob es sich um Jazz oder Rock ging, wir hatten so eine gemeinsame Sprache gefunden. Die Begrenzungen, die wir sonst als schmerzlich empfunden haben, existierten auf einmal nicht mehr.

…Haben Sie bestimmte Lieblingsmusiker in Deutschland oder Polen?

…Niemen war auch in Deutschland sehr bekannt. Neulich hatte ich ein Interview mit dem MDR. Man hatte mir vorgeschlagen, einige Musikstücke auszuwählen, die mir persönlich etwas bedeuten. So habe ich "Dziwny jest ten świat" von Niemen gewählt und auch ein Lied von Marlene Dietrich, und zwar das Lied von Niemen, das sie auf Deutsch gesungen hatte: "Mutter kannst du mir vergeben?". Sie war zu einem Festival nach Sopot gekommen, hat das Lied gehört und es muss für sie irgendwie wichtig gewesen sein. Das ist wohl eher eine zufällige Gemeinsamkeit, die ich aber sehr interessant finde. Natürlich habe ich mich auch für deutsche Musiker interessiert, so auch für einige seinerzeit in der DDR, die im Prenzlauer Berg gesungen haben, beispielsweise Wolf Biermann, der auch für uns wichtig war.

…Wie hat Ihnen das Visegrad-Konzert mit der polnisch-tschechisch-slowakisch-ungarischen Band Visegrad Blues Band, das Sie im Frühjahr zusammen mit Ihren Botschafter-Kollegen besucht hatten, gefallen?

…Ich fand das ganz toll. Wir haben uns gut amüsiert. Wir haben uns untereinander Geschichten erzählt und das war genau das, worüber ich schon sprach.

…Wie gefällt Ihnen diese Idee von der länderübergreifenden Formation Visegrad Blues Band?


…Es ist eine gute Idee, weil sie zeigt, dass politische Ideen nicht im Leerraum stehen. Das sie nicht zufällig sind und sie auf eine natürliche Neugier eine Antwort geben. Es hilft ja nicht weiter, wenn wir in der Politik etwas beschließen und das in der Gesellschaft und in den gesellschaftlichen Gruppen keine Grundlage, keine Verankerung findet. Dass man auf die Idee kommt, ein Visegrad-Konzert zu organisieren, ist ein Zeichen der Lebendigkeit dieser Kontakte, man ist Neugierig aufeinander. Es ist ein ungezwungener Ausdruck einer Schicksalsgemeinschaft und von Menschen, die an den gleichen Sachen ihre Freude haben.

…Haben Sie in Ihrer Heimatstadt Kielce mal die Jimi Hendrix-Büste besucht oder ist diese Musik eher nicht Ihr Stil?

…Natürlich weiß ich von dieser Büste, aber ich habe sie ehrlich gesagt nicht gesehen. Jimi Hendrix ist auch eine Legende meiner Jugend.

…Unter den Rockmusikern der unterschiedlichen Nationen gibt es im allgemeinen keine Vorurteile. Sollten Rockmusiker vielleicht eine stärkere Rolle in der Politik spielen und besonders gefördert werden?

…Ein Musiker der polnischen Gruppe Perfekt hat mir mal erzählt, als sie damals in der Tschechoslowakei auftraten - das war in den achtziger Jahren zur Zeit des Kriegsrechts in Polen, also eine sehr traurige Zeit - dass polnische Rockgruppen wieder ins Ausland gehen konnten, um für ein großes Publikum zu spielen. Manchmal hat die Polizei eingegriffen, weil sie zu kritische Texte sangen. Aber irgendwann ging es wieder. Es war doch das eine natürliche Situation. Denn wo immer sich die Menschen artikulieren, tun sie das auch unabhängig von der Politik. Genau diese Funktion hat beispielsweise auch das Festival für belarussische Musik in Polen, das im Geiste von Woodstock gegründet wurde. Es hatte die Funktion, dass die unabhängigen Gruppen aus Weißrussland dort auftreten konnten, was auch ein Bespiel dafür war, dass Musik eine gesellschaftliche Rolle spielen kann.

…Wird von der polnischen Botschaft die Rockmusik der beiden Länder gefördert. Gibt es da irgendwelche Projekte?


…Die Botschaft unterstützt eher symbolisch solche Ereignisse. Wir haben das Kulturinstitut. Polnische Jazzmusiker wurden mehrmals vom Kulturinstitut eingeladen. Was jedoch Rockmusik anbetrifft, so haben wir doch jedes Jahr in Kostrzyn, wo auch deutsche Rockfans in großer Zahl hinfahren, das große Rockfestival. Was wir eigentlich noch tun könnten, wo doch die Beziehungen so gut sind, das Netzwerk dichter und Polen immer mehr wahrnehmbar wird: Polen hat die EU-Ratspräsidentschaft übernommen. Wir haben auf bilateraler Ebene viele Institutionen gebildet, um noch engere die Kontakte zu knüpfen. Das kann durch die Rockmusik besser genutzt werden.

…Sollte Polen mehr Geld für Kunst ausgeben, damit diese in Deutschland noch bekannter wird. Schließlich ist Kunst auch ein Wirtschaftsfaktor?

…Lassen Sie mich dazu ein Beispiel aus meiner Zeit als Botschafter in Schweden nennen. Dort haben mir Kollegen erzählt, dass die Gruppe Abba mehr zum schwedischen Bruttoinlandsprodukt beigetragen hat als die Stahlindustrie. Kultur kann tatsächlich ein wichtiger Exportschlager sein. Und kann zum Bekanntheitsgrad des Landes sicher erheblich beitragen. Polen hat eine kulturelle und künstlerische Vielfalt zu bieten und diese sollten wir auch nutzen. Ich glaube, das ist auch schon so verstanden worden. Die Künstler haben in den letzten Jahren auch den Markt in Berlin "erobert". Es ist bekannt, das die Kultur eines Landes das Image sehr prägen kann. Ich glaube, wir leben in Polen gerade in einer sehr interessanten Phase. Das Land hat sich verändert, in der Kultur, in der Wirtschaft, aber auch mentale Änderungen sind mit bloßem Auge wahrnehmbar. Kunst hat die sprachliche Eigenschaft, darüber zu erzählen. Deshalb wurden die bildenden Künstler zu wahren Fremdenführern in der neuen Wirklichkeit. Natürlich trifft das ebenso auf die Schriftsteller und Musiker zu. Die Veränderungen nach der langen Zeit des Kommunismus sind ein gefundenes Fressen für die Kunst.

..Wissen Sie, wie viele Musiker polnischer Herkunft in Berlin leben und arbeiten und hier ihren gelernten Beruf ausüben?


…Mir sind keine Zahlen bekannt. Ich kenne viele Musiker, die hier in Berlin leben, darunter auch viele Rockmusiker, lässt sich aber nicht quantifizieren. Als ich in Stockholm lebte, wusste ich zwar, dass es dort 1000 Ärzte polnischer Herkunft gibt, denn sie hatten dort einen eigenen Verband gegründet.

…Die polnischen Rockmusiker haben kein einfaches Leben hier in Berlin. Die Musikszene ist sehr groß. Wie kann es erreicht werden, dass sie populärer werden und davon leben können?

…Wir leben in eine Phase, in der sich die polnischen Verbände hier konstituieren. Es wird ein Büro hier in Berlin entstehen. Und Polonia hat jetzt vor, verstärkt Konzerte und Veranstaltungen in Berlin zu organisieren.  

Marek Szlachcic, 27.07.2011
Dt. Bearbeitung Volker Voss

Człowiek...  ze "sportowej szuflady".

Z senatorem Andrzejem Personem,

Przewodniczącym Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą , Członkiem Komisji Kultury i Środków Przekazu  spotkałem się we Wrocławiu podczas robienia fotoreportażu z XV Światowych Letnich Igrzysk Polonijnych, przy tej okazji, prosiłem go o jego spojrzenie i ocenę tej imprezy.

Panie senatorze, był pan już chyba na dwóch czy trzech letnich igrzyskach polonijnych...

Oj więcej, więcej…
Myślę siedmiu, ośmiu - tak podejrzewam. Mało tego, pamiętam jeszcze, ale już w trochę innej roli - pierwszą... bo była taka jedna impreza w 74 roku, komuna nie przepadała za Polonią, delikatnie mówiąc, ale raz zrobiono igrzyska. I wtedy nawet pani Walasiewiczówna jeszcze startowała, już starsza kobieta - i tak wygrała. Natomiast początki jak pamiętamy były międzywojenne, 34 rok i jeszcze wtedy to rzeczywiście poważnie startowali, na Agrykoli był prezydent, była właśnie Walasiewicz, Kusociński biegał, mistrzowie olimpijscy. To ogromne znaczenie miało dla Polonii, ale teraz też ma, chociaż wymiar jest troszkę inny, raczej taki amatorski, zdecydowanie. Pomysł ten powstał w telewizji Polonia, u pana Miklasa i Wspólnocie Polskiej, to były organizacje, które zdecydowały się na te igrzyska. Pierwsze były po tych krakowskich, które takim przerywnikiem były w 74 roku, potem w Lublinie i tak co dwa lata się odbywają. Ja myślę, że one się rozwijają. Pewnie wpływ ma na to nowa emigracja (i fakt przystąpienia do Unii spowodował), wyjazd takiej licznej grupy - około 2 milionów Polaków, trudno powiedzieć ilu, ale na pewno sporo. I oni się bardzo uaktywnili. Przykład dzisiaj pan miał Hiszpanii... to wszystko jest nowa emigracja… Niemiec oczywiście też.
Inna emigracja jest w Kanadzie, to jest drugie, trzecie pokolenie. Ale wszystkich łączy ten sport. Ja jestem zwariowany na punkcie sportu i zdania nie zmienię, że on odbywa kolosalną rolę, zarówno na tym wstępnym etapie wychowania i edukacji, czego przykładem, moim zdaniem, najlepszym jest Ameryka - Stany Zjednoczone.  Świetnie wykorzystują do wychowania sport, w szkole i na studiach, a potem w naszym przypadku to jest takie, mówiąc może trochę górnolotnie, ładowanie akumulatorów polskości.
Jak tu przyjeżdżają... często to jest duże wyrzeczenie. Pięcioosobowa rodzina z Kanady, żeby być tutaj, te kilkanaście dni - to jest duży wydatek, dla każdego, a mimo to, mogliby wybrać jakieś Karaiby, albo w inne ciepła miejsca się wybrać, a nie do tej chłodnej Polski. Klimatu nie zmienimy, z pogodą jest różnie, zeszłe igrzyska w Toruniu były świetne, bo było słońce cały czas, ale z kolei 4 lata temu w Słupsku lało jeszcze bardziej niż we Wrocławiu. I ci ludzie decydują się tu przyjeżdżać, właśnie głównie z tego powodu, że czują sentyment, że chcą pokazać dzieciom i troszkę ich zaszczepić tą polskością.
Ja myślę, że to jest naprawdę rola nie do przecenienia tych igrzysk. Wielkie brawa też dla organizatorów tutaj Dolnego Śląska, już po dwóch dniach mogę powiedzieć, że to będą wspaniałe igrzyska, to widzę, świetnie przygotowane. Bardzo zaangażowali się tutaj miejscowi notable i marszałek województwa i wojewoda, często to podkreślają, że to jest Dolny Śląsk, a nie Wrocław. To istotne, że ta część Polski, do tej pory mniej znana Polonii, mniej, bo są utarte szlaki przyjazdu do Polski, prawda: Warszawa, Kraków, Częstochowa, Gdańsk. To takie typowe. No a do tego teraz dochodzi Wrocław, który się fantastycznie rozwinął, pan redaktor wie najlepiej, bo stąd pochodzi, ja tu bywałem czasami. W latach 60-tych to hulał wiatr tam bez końca na tych pustych placach. Teraz jeżdżę, w ogóle nie poznaje Wrocławia. Ja mam duży sentyment do takich miejsc, które nie są Disneylandem, tylko wykorzystują to co było z przeszłości do tej urbanistyki i tak wspaniale potrafią wtopić w tę nową rzeczywistość i odwrotnie. Połączyć... i to znakomicie jest zrobione we Wrocławiu i to widać gołym okiem.
Ja uciekam trochę w różne tematy, ale to chyba ciekawe, bo tak było, że z początkiem lat 90-tych zachłystywaliśmy się szkłem, aluminium. To takie budownictwo dzisiaj, młodzi architekci chcą burzyć, my nie chcemy. Wracają do tego co stare, do fabryk, do tych stref takich poprzemysłowych, którymi się fascynują. Zresztą słusznie, bo jest w tym wiele tradycji i to jest miejsce, które ma swoje korzenie. Nie ma lepszego miasta myślę, nawet chyba w Europie niż Wrocław, żeby tak połączyć urbanistycznie tę przeszłość ze współczesnością.  Ogromnie zaangażowane władze miasta pokazały  tu wielką klasę i na otwarciu i na tych wszystkich dyscyplinach, które się toczą.
Natomiast igrzyska też przechodziły różne fazy. Nie będę ukrywał czasami są kłopoty ze sportowcami, naszymi rodakami ze Wschodu, często wykorzystywali nie do końca uczciwie sportowców Ukrainy, Litwy, czy Białorusi, żeby wzmocnić się i żeby zdobyć więcej medali. Na szczęście to chyba powoli mija, no bo to jest bez sensu, żeby młodzi chłopcy z Vancouver, jacyś ministranci, którzy kopią piłkę dla zabawy grali z drugoligową drużyną ze Lwowa,  która się w większości składa z Ukraińców, bez sensu to jest. Staramy się tego przestrzegać, oczywiście tu nie jest najważniejsze, żeby być mistrzem świata, to niemniej zaangażowanie tych ludzi jest ogromne. I dzisiaj to widzieliśmy najlepiej na podium pierwszego dnia już, gdzie było kilku kontuzjowanych… Bo każdy niestety pamięta swoje najlepsze młode lata i nie zdaje sobie sprawy, że to było 30 lat temu i czasami ta noga czy ta ręka już tak nie wytrzymuje, ale poświęcenie tych ludzi jest fantastyczne.
Co jest też ciekawe, co chyba pan zauwazył i każdy, że oni też się utożsamiają z tą nową ojczyzną, tak powinno być w jakimś sensie. Ja to jestem wyznawcą takiej teorii, że taka podwójna identyfikacja jak jest na przykład w przypadku Klosego czy Podolskiego, to jest rozwiązanie optymalne, bo nikt nie będzie przekonywał mnie zwłaszcza, że Podolski to jest polski piłkarz. Jest wytworem niemieckiego systemu gry w piłkę nożną, świetnego szkolenia, a że podkreślał swoje pochodzenie tu, to chwała mu za to. Ja myślę, że taka w ogóle jest przyszłość tych mniejszości. Będzie to się rozwijać różnie i takie przypadki jak ta tragedia w Norwegii nie pomagają rzecz jasna mniejszościom, to nie ma dwóch zdań.
Natomiast nasza specyficzna diaspora, pełna emocji ciągle, jest taka że jej nikt nie przezwycięży, ale idzie w tym dobrym kierunku, nie jest mówiąc tak skrótowo, nie tworzenia getta gdzieś tam na Wileńszczyźnie, przy całej mojej miłości do ziemi Wileńskiej, czy w Chicago, ale wtopienia się w ten krajobraz kraju, w którym mieszkają 5, 10, 15 albo 30 lat. Jednocześnie z dumą podkreślają swoje korzenie, to jest chyba optymalne rozwiązanie. I te igrzyska temu sprzyjają. Polska się w to angażuje myślę dosyć mocno, ale oni jeszcze bardziej, bo tak jak powiedziałem na początku, to nie jest proste, finansowo nawet, żeby [...] przyjechać gdzieś z Australii, czy Południowej Afryki i tutaj przebywać. I tych sportowców ze wschodu, tych naszych rodaków, my wspieramy finansowo i w ogóle ich pobyt tutaj. Natomiast to się wyrównuje na szczęście, Litwa jest też krajem unijnym, biedniejszym  zapewne niż Francja, czy… nie mówiąc o Niemcach, ale z czasem te proporcje się zmieniają. Oni są dumni z tego i my też.
Myślę, że widać te różne grupy Polonii, takiej jak pan redaktor, od 25 lat, takich którzy są drugie pokolenie i takich którzy są 4-5 lat w Londynie, czy… Getafe, ciekawe to jest miejsce bo oddalone nie za wiele, 20 minut jazdy od Madrytu, skupia tam ogromną, silną i strasznie umotywowaną Polonię, organizacyjnie. Tam są znakomite koncerty, pianistyczne, nie tylko zespołów takich disco polo, ale ambitnej kultury, są teraz na etapie budowy domu polskiego i sportowo świetnie zorganizowani.
Ja myślę, że to jest jedna z ciekawszych imprez organizowanych generalnie dla Polaków i Polonii świata przez Senat, Wspólnotę Polską, głównie przez Polskę, bo to nie ma co tam rozgraniczać. I też chyba tak słyszę i czuję, że to jest doceniane, że to robimy dla nich, ale i dla siebie. No bo przecież jak oni będą po polsku mówić dobrze to skutek pośredni też jest w Warszawie i wszędzie dookoła. To nie jest jedyna, tych imprez sportowych jest sporo, tak jak kulturalnych, ale ta jest zdecydowanie największa i tutaj Dolny Śląsk pokazał nam dużą klasę, wielkie zaangażowanie, wielu wolontariuszy i nie tylko władz, także myślę że ci wszyscy inni, niezależnie od pogody, wyjadą stąd z tymi naładowanymi akumulatorami.

Panie senatorze, jakie dyscypliny sportu uprawiał pan w młodości...

Grałem w golfa. Kiedyś grałem w tenisa stołowego, ale też nie za dużo... dobry Pan Bóg nie dał talentu i to chyba tak jest, że potem sobie człowiek rekompensuje to, próbując opowiadać o tym sporcie, czy pisać o nim.
I też mogę mieć trochę satysfakcji, byłem na dwunastu igrzyskach, ale zamieniłbym na jedno wyjście na tą bieżnię stadionu olimpijskiego w czasie uroczystości otwarcia igrzysk w dresie jako sportowiec. Ale co na to poradzisz, już się tego nie zmieni. Natomiast, to jest fajna sprawa, sport jest stosunkowo czysty, pozornie ktoś by powiedział…  co pan opowiada, jak się czyta w gazetach…, no ale jak ten facet wychodzi do tej klatki ringu, to tylko może liczyć na siebie, nie na układy, nie na korupcję, nie na jakiś nepotyzm i znajomości u szwagra, tylko albo wygra pan albo ja. To jest taka czysta forma rywalizacji i próba charakteru. Dlatego sport mnie interesuje bardziej od tej strony właśnie charakteru, niż może wyniku, który niestety nie zawsze jest czysty, jak się dowiadujemy, i myślimy o tych najwyższych wynikach, to trochę przykre. Natomiast to, że ludzie ciągle tak się bardzo angażują, dalej mnie to fascynuje, jak 50 lat temu.

Proszę powiedzieć naszym czytelnikom, kto jest lepszy w golfowych rozgrywkach, Pan czy Stan Borys ?

Ze Stanem Borysem, widzę się na facebooku regularnie, tak żartuje, bo tam nawet pochwalił się wczoraj, że jakiś film o nim został nagrodzony… Nie Stan jest zdecydowanie lepszy, jest tak wysportowany, to jest dla mnie fenomen, że on tak potrafi swoje ciało w takiej kondycji utrzymywać. Znakomity sportowiec.
Wielu takich celebrytów, jak to się dzisiaj modnie mówi, świetnie dzięki sportowi zachowuje taką sylwetkę i kondycję, i Borys na pewno do nich należy.
Wielu sportowców też angażuje się, wczorajszy przyjazd Jurka Dudka, to byłem pełen podziwu, bo jeszcze dwie godziny wcześniej w Częstochowie prowadził aukcję i z własnego zresztą turnieju dla dzieci, pędem tutaj przyjechał i wciągnął flagę na maszt. On odgrywa wielką rolę dla tych Polaków w Hiszpanii, no teraz to już nie będzie, prawda.
Często nie zdajemy sobie sprawy, kiedy taki proboszcz w Glasgow mówi do mnie, niech pan zrobi wszystko, żeby ten Boruc został w Glasgow i nie wyjeżdżał. Pytam, a dlaczego?… no przecież to 2 tysiące ludzi po meczu, przychodzi do mnie do kościoła na mszę, bo oni są dumni z tego, że Polak jest tu bramkarzem.
Z perspektywy Warszawy, często nie wiemy jakie to ważne jest dla tych naszych rodaków. Pan to wie lepiej ode mnie, ale często tam wzruszają się i jak Kubica tak dobrze jeździł, na każdym właściwie krańcu świata i z dumą podkreślali, że ja też jestem Polak! To ważne, to ważne  bardzo. A jeśli można w czymś pomóc, to tym bardziej, ci co to doceniają i tak wspierają Polonię, to jestem dla nich pełen podziwu i szacunku.
No niestety w Polsce prawda jest taka brutalna, że sport nie ma ciągle takiego lobby właściwego, jak to jest wszędzie na świecie. Oczywiście jak ktoś zdobędzie medal, to prezydent i premier też ich wzywają, żeby zdjęcie zrobić i żeby się potem tym pochwalić, ale na co dzień, żeby dofinansować (już nie mówię tak jak w Niemczech), ale takim systemie, to ciągle nam jeszcze daleko.
Ciągle jeszcze dominuje hasło: nie biegaj, bo się spocisz, to jest, główne rodziców. Niestety ci co nie biegali, żeby się nie spocić zaraz będą przychodzili do sejmu i do rządu, za parę lat, tego się obawiam bardzo, oni tego nie czują jak ważne jest. Nie wyobrażam sobie, pan pewno też, kandydata na prezydenta Ameryki, który by się nie chwalił, że był właściwie sportowcem, czy szkołę reprezentował tam w jakiejś dyscyplinie, bo byłby skreślony, gdyby powiedział, że nie lubi sportu. Zresztą w Niemczech jest podobnie. Kult tego jest bardzo ważny i istotny, bo to przecież to element wychowania w takim wieku dziecięcym. Ale o tym wszystkim wiemy.
Natomiast tylko przy okazji takich wydarzeń jak igrzyska olimpijskie. Za rok, znaczna część tych tu obecnych, przyjedzie do Londynu, żeby Polaków dopingować. Będą to chyba najbardziej polskie igrzyska ze wszystkich do tej pory, tam organizujemy taki dom Polski, taki polonijny… i będzie więcej takich miejsc, ale będzie hasło takie "Polacy grają u siebie"… No tak jak mówią kibice i pewnie tych Polaków będzie dużo i wszyscy się będziemy cieszyć, jak zdobędą medale, a smucić jak nie będzie szło. Ale jak nie ma odpowiedniego dofinansowania systemu i chwalenia tego.

Wie pan ja się nie wstydzę tego, że jestem tak bardzo związany ze sportem, chociaż często przeżywam, może nie upokorzenia, bo to za mocne słowo, jak się ma 60 lat to tak się tym nie przejmuje, ale często przywołuje takie przykłady…  kiedyś mnie zaproszono do telewizji, a powiem szczerze, że na temat tarczy antyrakietowej, to niewielu w Polsce będzie wiedziało tyle co ja, bo byłem w takim zgromadzeniu Unii zachodnioeuropejskiej na wielu spotkaniach za granicą, ale tego przecież nikt tak oficjalnie nie widział. Kiedyś przyjechałem do telewizji, dyskusja miała być o tarczy, bo tam mnie wysłano z klubu mojego, partyjnego. Ten prowadzący widząc mnie… nie nie, wie pan to nie będzie o sporcie, przepraszam to pomyłka jakaś. To ja speszony wsiadłem w samochód i odjechałem. Za 10 minut dzwonią i przepraszają… bo przecież to wiadomo, ten Person to kretyn, który się zajmuje sportem, nie może mieć pojęcia, ani o tarczy antyrakietowej, ani o dobrej rzeźbie, czy obrazie, a tak nie jest, ale się nie muszę tym chwalić, trudno, wsadzono mnie do tej szuflady ze sportem, to już tam będę siedział ciesząc się osiągnięciami życia.
Jestem zawsze z tego dumny… córka doktorat skończyła w Anglii, syn Piotr jest świetnym architektem, a młodszy z kolei gra w tego golfa, tak że, już tak z tym sportem pewnie będzie - trzeba całego pokolenia, żeby szanować to, że się poświęca, czy daje z siebie troszkę więcej niż inni.

M.S.

Czytaj też...
Czytaj też...


Zadzwońcie po ...  Wywiad z Dżej Dżejem (BIG CYC)

 W Berlinie "Wielkiego Cyca" gościliśmy w roku 2006, podczas koncertu WOŚP.  Wielu z nas, mile wspomina wizytę grupy, spotkanie w nieistniejącym już dzisiaj Domu  Polskim przy Potsdamerstr. 63.  
Trzy lata temu Big Cyc wydał swoją ostatnią płytę Szambo i Perfumeria, rok póżniej bogato ilustrowaną biografię "Big Cyc na barykadzie rokędrola".
Rockinberlińczycy z muzykami  Big Cyca i Czarno-Czarnych spotykali się wielokrotnie, ostatnio w 2008. w Gdańsku na hucznie obchodzonym 20. leciu zespołu.  
Ostatnio Volker Voss przegłądając tą ilustrowaną biografię zasugerował wywiad, by przypomnieć naszych rokędrolowych przyjaciół, ich spojrzenie na Niemcy i dowiedzieć się co planują nowego.

Na pytania Volkera Voss odpowiedział Jacek Jędrzejak vel Dżej Dżej:

Skąd bierzecie pomysły na wasze utwory: z obserwacji otoczenia, społeczeństwa, telewizji - tam szukacie natchnienia?

Wystarczy wnikliwie poobserwować nasze społeczeństwo i temat do piosenki jest gotowy. Głupota polityków, społeczna nietolerancja, zacofanie mentalne to cechy, które należy ośmieszać i z którymi  trzeba walczyć.
My robimy to w sposób dowcipny, a więc bardziej przystępny. Celna riposta czy trafny żart jest często skuteczniejszą bronią niż bezkompromisowy atak. Jeśli chodzi o muzykę, słuchamy bardzo dużo nowych ciekawych zespołów z różnych stron świata od Katchafire z Nowej Zelandii po Depedro z Hiszpanii. To daje zawsze świeże spojrzenie na dźwięki, które chcemy nagrać.

Ktoś powiedział mi w Polsce, że BIG CYC można muzycznie i tekstowo porównać do niemieckiej grupy DIE ÄRZTE. Czy to prawda? Czy spotkaliście się lub współpracowaliście z tą grupą kiedykolwiek?

Rzeczywiście wielu dziennikarzy porównuje nas do Die Ärzte. Nie ukrywam, że bardzo lubimy ten zespół, choć nie znamy się osobiście. Zdaje się, że mamy podobne poczucie humoru. Bardzo cenimy ich teledyski, są inteligentne i bardzo wesołe.

Jak i kiedy wpadliście na pomysł zaśpiewać polski tekst do piosenki Maener sind Schweine?

Kiedyś oglądaliśmy koncert Die Ärzte na DVD i bardzo nam się spodobał ten kawałek, pomyśleliśmy, że fajnie byłoby zrobić jego polska wersję. Akurat wydawaliśmy w Universalu płytę z coverami zespołów z różnych stron świata (Catch 22 z Chicago czy np. Seguridad Social z Madrytu) zaproponowaliśmy, by Niemcy reprezentowali Die Ärzte. Universal uzyskał zgodę i tak Maener sind Schwine znalazł się na płycie "ZMIEŃ Z NAMI PŁEĆ"

Na okładce albumu z roku 2006. jest napisane, Płyta ZAKAZANA. Czy jesteście zawiedzeni, że album jednak nie był zakazany?


Oczywiście ta płyta nie była zakazana w sensie sprzedaży. Cenzura mentalna objęła ten album,  jeśli chodzi o radio i telewizje. Teksty zamieszczone na płycie ostro krytykowały prawicowego premiera i prezydenta. W związku z tym media odmówiły grania piosenki tytułowej "Moherowe berety". Jednak szum wokół tej blokady spowodował, że teledyski biły rekordy popularności w Internecie (  ) . Piosenkę "Atakują klony " obejrzało kilka milionów ludzi.

Czy Lech Wałęsa czasem reagował?

Doszły nas słuchy, że oglądał okładkę płyty "Nie wierzcie elektrykom" gdzie pojawił się z Boom Boxem przy uchu i  znaczkiem Playboya w klapie marynarki, do której zawsze przypinał wizerunek Matki Boskiej. Zdaje się, że ten człowiek ma poczucie humoru, bo skwitował wszystko żartem. O jakiejkolwiek interwencji nic mi nie wiadomo.

Grałeś śmieszne piosenki z odniesieniem do waszych polityków. Co zabawnego myślicie o niemieckich politykach naszych czasów?


Dobrym tematem na piosenkę byłby Joshka Fisher. Najpierw chudy jak szczypiorek anarchista, potem gruby jak beczka Minister Spraw Zagranicznych, jedzący banany maratończyk, człowiek o stu twarzach i trzech żonach.
Niezły byłby też były kanclerz Schroeder, walczący o prawa robotników socjalista, który po wyborach zrobił sobie w znanym magazynie sesje fotograficzną w kaszmirowych płaszczach z drogimi kubańskimi cygarami w zębach. Obecnie prezes spółki gazowej. To mogłoby się nazywać "Od młodego socjalisty do gazowego cara" he, he...

Co sądzicie o dzisiejszej Europie i euro-polityce?

Czasami nam się wydaje, że Zjednoczona Europa może pęknąć w szwach. Właściwie uważamy, że cała euro-polityka jest nieprzewidywalna. Przypadki Grecji i Włoch pokazują, że jesteśmy kolosem na glinianych nogach. Podobnie jak USA. Na naszych oczach wyrasta Imperium Chińskie, a Afryka pogrąża się w zapaści. Polska od czasów komunizmu posunęła się cywilizacyjnie o 50 lat, więc teoretycznie powinniśmy się cieszyć.

Jakie tematy poruszycie na następnej płycie?

Nowa płyta ukaże się w grudniu, w 30. rocznice wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Będzie to tym razem album na serio. Nagraliśmy na nim piosenki zespołów z początku lat 80., zakazanych i represjonowanych w czasie stanu wojennego.
Płyta będzie nosiła tytuł "Zadzwońcie po milicje!"



Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego