Przejdź do treści

Menu główne:

2015

2010-2019 archiwum

Wigilia Polonii.

(19.12.2015)
Krótka relacja filmowa
ze Spotkania Wigilijnego
przedstawicieli organizacji
i środowiska polnijnego
zorganizowanego 19.12.2015
przez Polską Radę w Berlinie...

RockinBerlin

Przyjacielska wizyta?
Czas pokaże.


(30.01.2016)
Berlin -
26.11.2015.

Minister spraw zagranicznych
Witold Waszczykowski
z pierwszą wizytą w Berlinie.
Spotkanie z ministrem s.z.
Frankiem-Walterem Steinmeierem

RockinBerlin

Iwona L. Konieczna /Facebook
(wrzesień 2015)

W związku z brutalnym usunięciem tego wpisu - zastosowaniem cenzury - przez otwartych i tolerancyjnych znawców katolicyzmu, a zarazem organizatorów wydarzenia ""TAK dla uchodźców - nie dla ksenofobii oraz rasizmu"! - proszę o ponowne udostępnianie. Widać te argumenty naprawdę są celne, jeżeli aż tak stchórzyli.
***
Ponieważ ten wpis jest usuwany z sieci – pod pretekstem naruszania moich praw autorskich, uprzejmie informuję, że REZYGNUJĘ z praw autorskich.
Traktujcie go jak tekst na wolnej licencji.


ROZSĄDNY HUMANITARYZM


Mam rodzinę na wyspie Kos, w Atenach i na Peloponezie - jedna moja kuzynka jest żoną greckiego policjanta, a mąż drugiej pracuje w Urzędzie Miejskim (pracownik samorządowy). Mam także rodzinę w Rzymie.
Mnie kitu się nie da wepchać. Mam wiadomości z pierwszej ręki. Kuzynki mi opisują, co mają pod oknami.
Znam języki obce i umiem czytać ze zrozumieniem, także po polsku.
W takiej sytuacji nie dam się wziąć na zmanipulowane zdjęcia "uchodźców", na których są głównie kobiety. Porażająca większość tych ludzi - w realu - to młodzi faceci, którzy zachowują się roszczeniowo oraz agresywnie.
W ich kulturze takie zachowanie jest przyjęte, a nawet pożądane - bo islam - czy w ogóle tamten rejon świata - tak kształtuje postawę męską. W zderzeniu z naszą kultura - może być tylko bum!
Jeżeli więc pani chce pomagać - to przecież może pani zaprosić na swój koszt z 10 syryjskich rodzin i się nimi zająć we własnym domu. Jest pani wolnym człowiekiem, wie pani co pani robi - proszę bardzo, śmiało, nasze prawo pozwala pani zapraszać gości z Afryki czy Bliskiego Wschodu i ich utrzymywać. Proszę ogłosić zbiórkę darów w internecie, mam dwa wolne koce, to wesprę pani inicjatywę.
A tak ogólnie: protestuję, ponieważ pani działalność jest niebezpieczna dla moich interesów. Nie życzę sobie nieopanowanych, poza kontrolą, przemian w moim otoczeniu - zwłaszcza że naszym problemem podstawowym jest Ukraina oraz Putin, który zaczął marsz na Zachód. Czego ani pani ani Europa nie życzycie sobie widzieć.
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem przyjęcia u nas tych ludzi, których pani nazywa "uchodźcami".
Miałabym jednak znacznie mniej uwag na ten temat, gdyby zwolennicy przyjęcia tych uchodźców nie operowali kłamstwem historycznym np. na temat Iranu w 1942 (a może po prostu nie znacie historii waszego kraju, i opowiadacie te głodne kawałki w dobrej wierze?) - oraz nieprawdą na temat stanu polskiej gospodarki, a także nazywali rzeczy po imieniu: to są imigranci ekonomiczni a nie uchodźcy.
Nie należy szermować kłamstwem, tylko postawić sprawy jasno, uczciwie.
A w tej sprawie łgarstwo goni łgarstwo.
Za bardzo państwo się przyzwyczailiście do manipulacji. Albo działacie w dobrej wierze lecz w niewiedzy jak jest tzn. ktoś wami manipuluje.
Bez względu na powody, państwo nie szanujecie inteligencji oraz wiedzy i doświadczenia życiowego tych, z którymi rozmawiacie.
Dlaczego nie mówicie o akcji łączenia rodzin? - przecież prawodawstwo europejskie to zaleca - to jest obligatoryjne, co oznacza że jak przyjmiemy jednego człowieka - to on ma prawo ściągnąć rodzinę.
To jest dalszych 10 osób, takie rachunki są zrobione we Francji.
Jeżeli więc teraz zgodzimy się wziąć 20 tysięcy ludzi - to jest REALNA zgoda na 200 tysięcy ludzi. A z tego co słyszałam, mowa o 81 tysiącach wyjściowo.
Podobno uchodźców ma być co najmniej 2 x więcej niż już jest, a jest ich 800 (osiemset) tysięcy - z czego nasza kwota to ok. 5,6%.
Czyli po akcji łączenia rodzin mówmy o prawie milionie obcych, w większości muzułmanów w ciągu 3-5 lat (od razu ich przecież nie ściągną, trochę to zajmie, w przeciwieństwie do pani myślę dalekowzrocznie oraz systemowo tzn. umiem operować kilkoma wskaźnikami naraz).
Jak on się utrzymają w kraju, który jest w ekonomicznej zapaści, zadłużony na 3 biliony, nie ma na emerytury dla własnych obywateli, nie ma własnego majątku narodowego oprócz lasów - i po wyjeździe 3 milionów własnych emigrantów ma kilkanaście procent bezrobocia - w tym także strukturalnego (powyżej 20%). My NIE POTRZEBUJEMY PRZECIEŻ LUDZI DO PRACY. Niech jadą tam, gdzie jest praca.
No a przecież podstawowy problem z tą ludnością jest taki, że oni nie pracują. Nie pracują jako grupa społeczna (procentowo) w żadnym europejskim kraju, w którym mieszkają od lat. To nie jest inwestycja społeczna tylko rozsadnik przestępczości oraz klienci opieki społecznej - syndrom wyuczonej bezradności. Nasze wsie postpegierowskie nie zostały nauczone odpowiedzialności za własny los - w ciągu 26 lat - a pani chce socjalizować ludzi innej narodowości i religii, których zasady ZAKŁADAJĄ HERMETYCZNOŚĆ i NIEASYMILOWANIE? Chce pani być lepsza od Francuzów - z ich kolonialnymi doświadczeniami z Algierii i Senegalu? - czy od Brytyjczyków?
Jaki jest odsetek dzieci i młodych kobiet w tej grupie, która do nas jedzie, niech mi pani powie?
Bo w tej grupie, którą rzekomo pani Miriam wyrwała bohatersko spod kul (część tych ludzi już WRÓCIŁA DO SYRII czyli pod te straszne kule) - było 27 procent dzieci (osób poniżej 18 roku życia, małych dzieci było bardzo mało - to są dane oficjalne Straży Granicznej).
Dziwna sprawa jak na wielodzietne rodziny syryjskie - i uchodźców, którzy chronią co mają najważniejszego.
W Iranie - w 1942, jak już jesteśmy przy tym - były takie proporcje: 3 cywilów (gł. kobiety lub dzieci) na 1 faceta w wieku poborowym, zdolnego do noszenia broni.
Tak wyglądają prawdziwi uciekinierzy, proszę pani, zawsze i na całym świecie.
Ci nasi to nie byli uchodźcy tak nawiasem, tylko ludność cywilna sojusznika (rząd polski) przejęta przez Brytyjczyków od drugiego sojusznika (ZSRR) w ramach międzynarodowej umowy anglo-polsko-rosyjskiej.
Tak to formalnie wyglądało: nikt nie uciekał przez Morze Kaspijskie łódkami, zarzynając po drodze innych.
Arabowie, Persowie (czy Syryjczycy) nie byli stroną w sprawie.
Nic nie zawdzięczamy tamtemu światu czy rejonowi, innymi słowy. Nie mamy też żadnych rachunków z Afryką.
Brytyjczycy zrobili bardzo dobrą statystykę w Iranie - wręczyli nam zresztą za to rachunek - w 1945 roku. To nie była żadna pomoc humanitarna, tylko usługa.
I Polska dostała rachunek za koszta naszego rządu w Londynie oraz koszta armijne. Nie tylko krwią zapłaciła swoich żołnierzy oraz pilnowaniem pól roponośnych w Iranie ( - bo o to chodziło Brytyjczykom, którzy rządzili wtedy na 90% powierzchni Iranu, to był zdaje się nawet protektorat - tylko dlatego nas w ogóle wzięli z ZSRR, że od roku mieli bunt tubylców na pokładzie - i potrzebowali naszych mężczyzn pod broń - brakowało im sił, a Anders umiał się targować i wytargował, że żołnierze wyjdą z rodzinami - i tak uratował tysiące wojennych sierot oraz samotnych kobiet).
Polecam, żeby pani coś przeczytała na temat Iranu, zanim zacznie sadzić innym niedouczonym tę tanią propagandę o naszych zobowiązaniach wobec świata.
Proszę poczytać o tysiącach ludzi - kobiet i dzieci, które via Iran trafiły (tam ich Angole osiedliły) na terenach, gdzie szalała mucha tse-tse: nie było wody za to, chleba ani lekarstw - i na terenach byłego obozu koncentracyjnego dla Burów.
Chyba że pani się zgadza, żeby w identyczne warunki u nas trafili teraz ci Syryjczycy. Ale z kolei ja się na to nie zgadzam.
Nie zgadzam się na katastrofę humanitarną w Polsce.
Bo pani działania tym się właśnie skończą: katastrofą humanitarna - taki będzie pierwszy efekt. A potem będzie niechęć przyjezdnych do nas - i rozbuchana roszczeniowość. Tak działa ludzka psychologia.
W tej sprawie mieszają ludzie, którzy być może mają wielkie serce, ale mały rozum. Gdzie pani da mieszkanie - tylko tym 20 tysiącom ludzi? Przecież wielu Polaków nie stać na własne mieszkanie - wsadzi pani tych uchodźców do namiotów i da im łopatę do odśnieżania okolicy oraz walonki, czy jak?
A jak w zimę będziemy mieli mrozy po minus 25 stopni - to co pani zrobi z tymi ludźmi? - pójdzie im parzyć rumianek, jak dobra ciocia w tych ich blaszanych barakach, bo tylko favele można postawić na szybko? Będzie pani bronić dobrego imienia naszego kraju, gdy zaczną pisać o polskich obozach koncentracyjnych dla nieszczęsnych uchodźców? - będzie się pani poczuwać do obowiązku? - bo ja mam roboty po pachy z rozsupływaniem kłamstw dotyczących II wojny i komunistycznej okupacji.
Jak zapewni pani szkołę dzieciom?
Jak pani te dzieci chociaż nauczy polskiego? - ma pani program takiej nauki? - a dziewczynki będą się uczyć razem z chłopcami czy osobno? - skąd pani weźmie nauczycieli? Przecież PO zlikwidowała szkoły: samorządy nie mają pieniędzy. Sześciolatki mają naukę na ZMIANY - jak w latach 50-tych. Szkoły są przepełnione.
Jak pani uzupełni wykształcenie dorosłych? - które ich arabsko-afrykańskie umiejętności nam się przydadzą? Do czego wykorzystamy ten Kapitał Ludzki? Uruchomimy fabryki produkujące tam-tamy? - raczej nie, bo nie mamy know-how. A może kebaby? A może zaczniemy eksportować dżihad?
Bo co my poczniemy z 20 tysiącami ludzi bez kwalifikacji, przydatnych w Europie: zrobimy z nich zamiataczy ulic? - przecież u nas ulice zamiatają samochody-polewaczki. To może hodowców kóz? - fajny pomysł, tylko ziemie muszą kupić - a ziemia u nas droga. Jeszcze ma być podatek katastrastralny: ciekawe, czy na kozim serze da radę zarobić na podatki, ZUS-y i kataster?
Bo to będzie razem z 95% dochodów każdej małej firmy rodzinnej...
Skąd pani weźmie opiekę lekarską? - także specjalistyczną?
Przecież nasz system opieki medycznej jest niewystarczający dla nas samych (po wyjeździe 3 milionów ludzi!) - nikt nie marzy o poziomie europejskim w tym względzie dla własnych obywateli. Ludzie czekają na operacje po 2 lata - teraz mają czekać po 2,5 - bo pani jest młoda, zdrowa i ma dobre serduszko dla małych dzieci z Afryki?
Jak pani będzie zwalczać lokalne choroby, które ci ludzie ze sobą przywiozą? - na całym świecie z tym jest problem, o czym tacy dobrzy ludzie jak pani - nie informują, bo i po co.
A wie pani może, jak jest koszt leczenia amebozy - oraz koszt diety po amebozie? Bo ja wiem. I wiem, ilu lekarzy od takich chorób mamy w Polsce.
Aaaaa.... - a może to prawda, co słyszałam, że opiekę medyczną i filtr epidemiologiczny mają zbudować prywatne firmy, ludzi powiązanych z WSI, którzy mają już europejskie kontrakty medyczne na sumę rzędu 30 milionów złotych?! - to znaczy, że "litościwi ludzie martwiący się o uchodźców" to są płatne trolle, propagandyści i naganiacze?
To znaczy, że ci przyjezdni biedacy wszystko dostaną na tacy... Więcej niż polskie głodne dzieci, lepiej niż nasi starzy i chorzy kombatanci, Powstańcy Warszawscy, tak? A przez jaki czas będą na wykwintnym garnuszku Europy? - i co potem? - gdy już się przyzwyczają do dobrego życia? Co będzie POTEM?
Jak pani to zamierza zrobić?
Jak pani będzie zwalczać obrzezanie kobiet - zabójstwa honorowe - i przemoc wobec kobiet kobiet w tej kulturze?
Da im pani do poczytania "Wysokie obcasy"? Czy powachluje pani tych ludzi konwencja antyprzemocową? A może pozamiata pani temat poprawnością polityczną? - ograniczy mi pani wolność słowa - zamknie mnie pani a klucz wyrzuci w Śródziemne Morze?
Czy pani opiekowała się kiedyś chociaż psem ze schroniska? - czy pani wie ile zachodu kosztuje wyprowadzenie go na prostą? Ucywilizowanie?
Pani nie ogarnia realnych kosztów społecznych, nie mówię nawet o zwykłych materialnych - tej operacji. PRZECIEŻ TO SĄ LUDZIE.
Na Boga, to ludzie. Mają znacznie więcej sfer do wyprostowania niż półdziki pies, którego ktoś bił - pies który spędził życie przywiązany do budy.
To jest problem z wyobraźnią przestrzenną.
Ludzie to nie są kawałki papieru ani bity - te głupoty, które pani wypisuje nic nie kosztują, ale my mówimy o LUDZIACH, którym nie jesteśmy w stanie realnie zaoferować NAWET takich warunków pobytu, jakie ma u nas domowe bydło.
Ja szanuję ludzi, w przeciwieństwie do pani.
Wiem cokolwiek o ich potrzebach. Wiem co to jest ODPOWIEDZIALNOŚĆ za drugiego człowieka.
Poza tym, jak mawiają Chińczycy, jeżeli komuś uratowałeś życie - jesteś do końca życia za niego odpowiedzialny. Tak właśnie jest w tym przypadku, przecież oni tu zostaną, bo w Afryce wojna jest CIĄGLE. Od lat 60-tych. I NARASTA. My nie mówimy o akcji humanitarnej typu zawieźć wodę i pampersy - my mówimy o implantowaniu setek tysięcy przyszłych obywateli.
Dlaczego pani oszukuje - choćby sama siebie - w tym względzie? Czas spojrzeć na fakty, zamiast snuć chore nieodpowiedzialne rojenia o uratowaniu Aryki, która musi to zrobić sama i na własny koszt. Takie jest życie proszę pani. Nam Polakom nikt nie pomagał.
NIGDY. Za wszystko płaciliśmy słone rachunki.
Pomiędzy tymi ludźmi są dżihadyści.
To nie bajka tylko fakt: to widać i na Peloponezie i na wyspie Kos. Jak ich pani chce wyłapać, jeżeli nie macie wspólnego języka? A wystarczy taki jeden, żeby się rozerwał w warszawskim metrze w imię Allaha, iżby zrobiło się pani bardzo przykro. To że pani zresztą się zrobi - to nie problem, ale moje dziecko i dziecko sąsiadów też jeździ metrem.
Ja nie chcę ponosić odpowiedzialności za cały głodny świat.
My mamy własne problemy geopolityczne: Europa się nie spieszy, żeby je rozwiązywać - wręcz odmawia nam pomocy, więc niech się problemami basenu Morza Śródziemnego - i swoim postkolonialnym rachunkiem zajmie sama.
Nie było uczciwości wobec Polski nawet w głupiej sprawie odszkodowań za skutki rosyjskich sankcji: dostaliśmy najmniej, a straciliśmy najwięcej. No a kwota energetyczna? Teraz zwrotnie mogę ogłosić brak zainteresowania dla problemów innej części Europy.
Polacy zawsze byli w porządku wobec uchodźców, których nikt im nie wciskał gwałtem, jak w tym przypadku.
Brytyjski Iran to był zresztą bodaj jedyny przypadek w naszej tysiącletniej historii tego rodzaju. Zawsze było odwrotnie np. przez ileś wieków uciekali do nas Żydzi - z całej Europy. To my mamy tradycje faktycznej tolerancji, także religijnej i obyczajowej - chyba szkoda, że zna pani bartoszewski wariant naszej historii, a nie ten prawdziwy.
W XX wieku przyjmowaliśmy Ormian, Greków, że rzucę spod palca - bo te historie znam najlepiej. Ostatnio przyjęliśmy jako społeczeństwo nieznaną, ale wielotysięczną, liczbę Ukraińców. Ach, sami sobie to załatwili - to dzielni ludzie - nie są uchodźcami formalnie, bo tyrają jak woły. Im nie przysługuje wsparcie ani zasiłek 3 tysiące na rodzinę czy osobę (w końcu nie wiadomo). Niemniej znaleźli u nas schronienie przed wojną.
Teraz NIE jesteśmy przygotowani do przyjęcia i obsługi takiej liczby ludzi jak 20 tysięcy - już nie mówię o 81 tysiącach, bo taka jest procentowo polska kwota, a tym bardziej o przyjęciu ich rodzin (czyli docelowo 200-800 tys.).
Nie ma nawet dostatecznej liczby TŁUMACZY, już nie mówię o asystentach kulturowych - żeby się zająć tymi analfabetami (to ważne, bo będą niesamodzielni), którzy swoje muzułmańskie porządki zaprowadzają wszędzie, gdzie trafią (polecam opowieści nieszczęsnych Ukraińców, którzy zostali zmuszeni w naszych ośrodkach dla uchodźców zamieszkać z Czeczenami - i to nie jest dowcip, że w krajach skandynawskich masywnie wzrosła liczba gwałtów: ci "uchodźcy", jak ich puścić luzem - gwałcą - na wyspie Kos też gwałcą, nawet własne miłosierne opiekunki).
Proszę mi nie opowiadać, że przyjadą do nas Syryjczycy - i że to chrześcijanie. Bo nie pani o tym decyduje, kto gdzie pojedzie, tylko Europa.
Pani nam tutaj chce przehandlować Niderlandy + Inflanty; to są kocopoły i pani chciejstwo a nie realia.
A Europa hojnie obdziela czarnoskórymi muzułmanami. Bo, po pierwsze, ich jest przeważająca liczba - a po drugie: Syryjczyków którzy są najmniej kłopotliwi dostana lepsi od Polski. Tak samo lepsi jak byli lepsi przy podziale kasy za skutki sankcji: kraje skandynawskie, Niemcy oraz Francja.
Co jeszcze? - pani nie ma pojęcia zielonego na temat katolicyzmu - wyśmiewa pani religię albo zwalcza - a obecnie posługuje się nią pani instrumentalnie: uważa ją za łom do walenia mnie po głowie.
Nie okazuje pani szacunku katolikom, nie zadawszy sobie trudu, żeby sprawdzić, dlaczego ta paskudna ubeczka Krwawa Luna Brystygierowa (kumpelka z pracy mamy i taty byłej pani prezydentowej Komorowskiej tak nawiasem), nawróciła się na stare lata.
Mówi mi pani "kochaj bliźniego swego" - a ja przecież kocham moją rodzinę, moich rodaków i mój kraj - to jest mój podstawowy chrześcijański obowiązek, zadbać o ich potrzeby, wykonać swoje obowiązki. Poza tym regularnie płacę na misje, od lat, jak mnie stać.
Nie szermujcie katolicyzmem jako argumentem. Bo to śmieszne. Nie wiecie nawet co powiedział Jezus na temat prawa do samoobrony.
Mamy takie prawo. A kilkadziesiąt tysięcy ludzi - w większości młodych facetów, którzy stanowią forpocztę muzułmańskiej nawały w kraju, który na podstawie Układu Poczdamskiego jest właściwie jednonarodowy - wymaga samoobrony.
Przy samoobronie nikomu nie wolno przesadzić.
Najmniejszy koszt to zamknięcie granic i nie przyjęcie tych ludzi.
Jeżeli ich weźmiemy - to z Afryki runie lawina emigrantów. Tym pani pomoże, a tamtym - nie?
Przecież ten problem musi być rozwiązany lokalnie, naprawdę tego nie widać?
PS. Nie protestuję przeciwko wydaniu na to jakichś pieniędzy - pod warunkiem, ze projekt pomocy na miejscu będzie trzeźwy - i da gwarancję że 3/4 nie zostanie rozkradzione.
PS 2. Ci ludzie nie dorośli do demokracji - mają inny system - antydemokratyczny - ich kultura taka jest. Pani chyba naprawdę nic nie czytała - pani nie wie, co to społeczeństwo patriarchialno-feudalne, w dodatku zarządzane przez imamów i oparte na zasadach religijnych, które odrzucają tolerancję - i promują wojnę z niewiernymi.
Albo ich pani wynarodowi - JAK? (czy prawo europejskie pozwala polonizować obcych?) - i wtedy mogą być obywatelami demokratycznego państwa, albo oni zabiją pani kulturę - a co gorsza MOJĄ. Ja nie chcę takich problemów, dość mi kłopotów z pani niedojrzałym podejściem do naszej rzeczywistości oraz historii.
PS 3. 20 tysięcy Polaków mieszka w Kazachstanie. ONI MAJĄ PIERWSZEŃSTWO.
Pani nie obchodzi ich los, bo pani nie zna historii własnego kraju: to są potomkowie tych, których nie udało się Andersowi zabrać ze sobą do Iranu.
Dla mnie to są jedyni ludzie warci zainteresowania. REPATRIANCI.
A tak w ogóle, to najbardziej interesują mnie 3 miliony, w tym miliony wykształconej za moje pieniądze młodzieży, które wyjechały za chlebem. Ja ich chcę REPATRIOWAĆ, zamiast się szarpać z cywilizowaniem muzułmanów.
To droga zabawa i zbędna. I wcale nie zapobiegnie katastrofie demograficznej w naszym kraju - odwrotnie, akurat pogłębi problem - załamie nasz budżet, zmusi nas do walki szerokim frontem z problemami, których nie znamy - a z którymi cała Europa sobie nie radzi od wielu lat.
Polska miała problem z przyjęciem 100 (stu) uchodźców - Polaków z Donbasu. Premier Kopacz miała to w nosie, nie mieliśmy możliwości i pieniędzy. Gdyby prawica, która pani uważa za NIETOLERANCYJNĄ I NIEHUMANITARNĄ - nie narobiła rabanu pod niebiosa, to ci ludzie byliby sczeźli w Donbasie.
A teraz nagle astronomiczne wielkości nie wiadomo kogo, nie wiadomo skąd i po co? - za moje pieniądze? Pani chce być dobrą ciocią za moje pieniądze?
PS. 4 Ktoś zapytał, skąd wzięłam liczby, bo on słyszał że bierzemy tylko 2 tysiące uchodźców. Proste jak konstrukcja cepa.
W Europie JUŻ jest 800 tysięcy wniosków o azyl (a to początek).
http://prawo.money.pl/…/uchodzcy-w-europie-juz-800-tys-wnio…
Polska kwota wynosi 5,65 procenta.
https://www.google.pl/search…
Proszę wziąć kalkulator i obliczyć, czy to są 2 tysiące.
Bo mnie wychodzi, że 5% od 800 tysięcy to 40 tysięcy JUŻ TU I TERAZ, na wejściu.
Rząd pani Kopacz, a wcześniej Tuska - nie potrafił postawić się Europie w żadnej istotnej sprawie. Myśli pani, że teraz się skończy na 2 tysiącach? Wetkali im 2 tysiące - to wetkają cała kwotę. To jest prawo znane w negocjacjach - a nasz rząd już pękł: już zgodził się wziąć ileś tysięcy (są różne dane od wyjściowo 2 do 10 tysięcy, ludzi z Erytrei - proszę sobie sprawdzić na mapie, gdzie to jest).
Podjęto za mnie zobowiązanie, na które mnie - i nas jako państwo oraz naród - NIE STAĆ.
I niech mi pani nie wciska kitu o solidarności i humanitaryzmie; NIGDZIE TYCH PRZYBYSZY NIE CHCĄ. Bo mają coś w głowie, oprócz propagandy - a przede wszystkim wiedza, że koegzystencja kultury zachodniej i muzułmańskiej NIE JEST MOŻLIWA
http://wpolityce.pl/…/259953-unijne-kwoty-dla-uchodzcow-to-…
Na koniec - ktoś mi zarzucił w komentarzach filozofię Kalego.
A skąd, nie jestem Kali. Ja tylko wyrosłam z cierpienia za miliony, w przeciwieństwie do niego oraz pani. I nauczyłam się asertywności: to współczesna cnota. Dlaczego pani mnie wpycha w średniowiecze?
Kiedy Jan Karski prosił o bombardowanie torów do obozów koncentracyjnych - świat miał to głęboko. Kiedy płonęła Warszawa - świat miał to głęboko. Teraz ja z głębokim smutkiem popatrzę jak tonie Afryka, pociągając za sobą Europę - bo jestem mądrzejsza o miliony umarłych.
Proszę mi nie zawracać głowy humanitaryzmem.
To jest Idea, która polega na zawiezieniu wody i pampersów, a nie sprowadzaniu ludzi do siebie, na swoją zielona, zbankrutowaną wyspę i użeraniu się z muzułmanami na własnym gruncie.
Nie mam ochoty na Dzikie Pola na warszawskiej Ochocie ani na wsi pod Gdańskiem tj. na konsekwencje faktu, że pani nie potrafi przewidywać skutków własnego działania. Nie.


Gdyby mnie zdjęli/zbanowali za rasizm oraz ksenofobię - to odnajdziemy się także tutaj:
http://blogpublika.com/aut…/murzynskosc-dla-poczatkujacych//
Więcej mnie:

https://www.facebook.com/murzynskoscdlasredniozaawansowanyc…

Spotkanie z Prezydentem RP Andrzejem Dudą

(30.08.2016)

28 sierpnia 2015 Berlin odwiedził Prezydent RP Andrzej Duda,
przeprowadził rozmowy
z prezydentem Joachimem Gauckiem
i
kanclerz Angelą Merkel.
Pomimo tak napiętego terminami spotkań dnia,
spotkał się również z przedstawicielami Polonii w Niemczech.
Całość przemówienia do znajdujących się w sali Ambasady RP
reprezentantów Polonii w przygotowananym przez nas
nagraniu wideo.


NIEMOŻLIWE, STAŁO SIĘ MOŻLIWYM

6 sierpnia 2015 o godz. 10 Prezyden
t Andrzej Duda złożył uroczystą przysięgę i wygłosił orędzie w Sejmie przed Zgromadzeniem Narodowym.

Po zaprzysiężeniu,
para prezydencka Andrzej i Agata Dudowie spotkała się z Bronisławem Komorowskim i jego żoną.
W holu sejmowym prezydent Duda złożył kwiaty przed tablicami upamiętniającymi: byłego marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej w 2010 roku oraz przed tablicą upamiętniającą posłów II RP.

https://youtu.be/DUuRDhhU_HA
Pełna wideorelacja z zaprzysiężenia wraz z orędziem prezydenta Andrzeja Dudy
... warto przyjrzeć się reakcjom niektórych zgromadzonych posłów i senatorów - wybrańców Narodu Polskiego, którzy do miana polityków nie pretendują w żadnej mierze... Jeżeli już to pasuje do nich nazwa - klubowicze kat."S" (Sowa i Przyjaciele)


RockinBerlin

WYBORY PREZYDENCKIE 2015

24. maja 2015. W II turze wyborów prezydenckich  
zwyciężył Andrzej Sebastian Duda,

na którego oddano 8630627 głosów,
co dało procentowy wynik wyborczy 51.55.
Urzędujący prezydent Bronisław Maria Komorowski
uzyskał głosów 8112311 (48.45%)

W pierwszej turze  głosowania Andrzej Duda uzyskał  34,76 proc. głosów,
ubiegający się o reelekcję prezydent Bronisław Komorowski - 33,77 proc,
trzeci wynik uzyskał Paweł Kukiz zdobywając 20,80 proc. głosów.
Pozostali kandydaci uzyskali:
Janusz Korwin-Mikke - 3,26 proc., Magdalena Ogórek - 2,38 proc., Adam Jarubas - 1,60 proc., Janusz Palikot - 1,42 proc., Grzegorz Braun - 0,83 proc., Marian Kowalski - 0,52 proc., Jacek Wilk - 0,46 proc., Paweł Tanajno - 0,20 pro



Bundeskanzlerin Merkel gratuliert
dem gewählten zukünftigen polnischen Präsidenten Duda


(25.05.2015)
Sehr geehrter Herr Duda,
zu Ihrer Wahl zum polnischen Präsidenten gratuliere ich Ihnen herzlich. Die
deutsch-polnischen Beziehungen sind heute, 70 Jahre nach Kriegsende, so freundschaftlich und vertrauensvoll wie wohl nie zuvor. Wir sind Partner in Europäischer Union und Nato, gemeinsam arbeiten wir an der Stärkung der europäischen Friedensordnung und der Lösung der Ukrainekrise. Dass wir heute so eng Seite an Seite stehen, verdanken wir der gerade auch der Bereitschaft Ihres Landes, nach den unermesslichen deutschen Verbrechen während des Zweiten Weltkriegs Deutschland die Hand zu Versöhnung und Partnerschaft zu reichen.  
Im Jahr 2016 jährt sich zum 25. Mal der Abschluss des deutsch-polnischen
Nachbarschaftsvertrages.
Ich wünsche mir, dass wir dieses Ereignis nutzen können, um unsere Beziehungen weiter zu vertiefen.
Für Ihr verantwortungsvolles Amt wünsche ich Ihnen Glück, Erfolg und Gottes Segen.
Hochachtungsvoll,
Angela Merkel
Bundeskanzlerin der Bundesrepublik Deutschland

...........

W imieniu RockinBerlińczyków gratulujmy Andrzejowi Dudzie wyboru na Prezydenta R.P.
Marek Szlachcic-Tritscher i Bartek Bukowski (Zarząd Rockinberlin.PL e.V)

AXEL RUDI PELL

Warto przypomnieć, a niektórym może przedstawić niemiecką grupę o nazwie pochodzącej od nazwiska zamieszkałego w Bochum  hard i heavymetalowego gitarzysty - Axela Rudiego Pella.

Axel Rudi Pell... Ten już dzisiaj legendarny niemiecki gitarzysta, karierę muzyczną rozpoczął w roku 1984 z zespołem Steeler, z którym nagrał w przeciągu pięciu lat 4 płyty. W roku 1989 nagrał kolejną… Wild Obsession, która była jego solowym debiutem. Aktualnie ma na swoim koncie 15 nagranych płyt.
W roku 2011
grupa opublikowała wraz z wideo rockową wersję piosenki Leonarda Cohena – Hallelujahhttps://youtu.be/wKMP81DVLLk
Przez 25 lat istnienia zespołu przewinęło się wielu znakomitych muzyków, wśród nich kilkanaście lat, do roku 1993 grał perkusista, showmann tego instrumentu Mike Terrana, warto obejrzeć wideoklip z jego solowym popisem… https://youtu.be/HFxTD_EIvKU
Więcej na oficjalnej stronie : http://www.axel-rudi-pell.de/


"Pamiętajcie o ogrodach" - czyli...
Gdzie się podziały tamte prywatki

(11.07.2015)
Są w Berlinie…  To była już druga nasza prywatka - „Sommer Gartenpicknick” - przewinęło się około 50. osób – także ze stowarzyszenia działkowców, u których ją zorganizowaliśmy.
Prywatka nabierała rozpędu jak lokomotywa Tuwima… powoli, ospale…  po wejściu Mariamu nabrała tempa i wyciągnęła publikę na betonowy „parkiet”. Mariamu zadeklarowała trzy piosenki… na prośby gości zaśpiewała ich sześć…  rozgrzała zebranych gości na betonowym parkiecie.
Później Wojtek z Edim bawili polskimi przebojami, by rozkręcić tanecznie w rytmach walczyka i tańca Greka Zorby. Finałową ich piosenką , była napisana przez Jonasza Koftę „Pamiętajcie o
ogrodach”, ale to nie był jednak koniec naszej prywatki,  ponieważ  zaprzyjaźniony z nami Niemiec Harald przyniósł swoją gitarę i zaśpiewał po polsku… „Szła dzieweczka do laseczka”.
Większość gości rozeszła się przed północą, najwytrwalsi  siedzieli z nami do godziny drugiej…

Rockin Berlin


Spotkanie z autorem - Wojciechem Sumlińskim

W upalną sobotę, 4 lipca 2015 o godzinie 18:10 rozpoczęło się spotkanie z autorem książki

"Niebezpieczne Związki
Bronislawa Komorowskiego"


- Wojciechem Sumlińskim, zorganizowane przez nasze stowarzyszenie rockinberlin.pl e.V. przy współudziale Marka Wasaga, w siedzibie Freies Museum Berlin w ramach cyklu spotkań „After Time In The Gallery FMB”.

Książka Sumlińskiego, to wstrząsający dokument, pozwalający zrozumieć powikłane realia Polski po tzw. przemianach ustrojowych, które tak na prawdę okazały się być nowym rozdaniem kart, ale przy użyciu tej samej talii i bez zmiany rozdającego. Efekty okazały się opłakane: POlska ma najdroższe na świecie stadiony, autostrady i inne budowle, zaniedbany przemysł, a nasz system obronny jest przeniknięty agentami obcych wywiadów, tolerowanych na najwyższych szczeblach władzy.

Autor po prezentacji opisanych w książce powiązań prezydenta RP ze służbami, odpowiadał do późnych godzin wieczornych na wiele pytań nurtujących licznie przybyłych mimo upalnej pogody Berlińczyków. A pytania dotyczyły nie tylko kwestii zawartych w ostatniej książce, ale także związanych ze śmiercią Ks. Jerzego Popiełuszki, której wyjaśnienie, Wojciech Sumliński uznał za swoją życiową misję.


Podczas potkania autor opowiadał spokojnie, ale z przekonaniem o swoich dramatycznych przeżyciach podczas zbierania materiałów do książki. Zasygnalizował zagrożenia dla pracy dziennikarzy śledczych, wynikające z wprowadzenia z dniem 1. lipca nowych ustaw. Reasumując, (mając świadomość ostatnich dni B. K. na urzędzie) spotkanie było wyjątkowo budujące i napawające nadzieją na zmiany, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni.


Spotkanie rejestrowało niepoprawneradio.pl

Cz.1   
https://www.youtube.com/watch?v=yB5UULEkXkU
Cz.2   
https://www.youtube.com/watch?v=jfOhBgSKGWs
Cz.3   
https://www.youtube.com/watch?v=N6cLj7_gJVI
Cz.4   
https://www.youtube.com/watch?v=QtmU63jsX6c
Cz.5   
https://www.youtube.com/watch?v=wrHPa7DzNGc
Cz.6   
https://www.youtube.com/watch?v=pGC5EkCYNxw


Uniwersytet Trzech Pokoleń
Jacek Santorski -wykład
(26.06.2015)
Ostani wykład UTP w tym roku akademickim.na Uni. Humboldtów
Tematami wykładu pana Jacka Santorskiego były:

Folwarki czy drużyny?
Przemiany polskich liderów i kultury organizacji w mijającym ćwierćwieczu.
Wkrótce za zgodą Jacka Santorskiego wideo z wykładu.


Paweł Popławski urodził się w Szczecinie. W 1987 przyjechał wraz z rodzicami do Berlina, gdzie studiował dyrygenturę w Wyższej Szkole Muzycznej im. Hannsa Eislera u prof. Winfrieda Müllera oraz akompaniament pieśni u prof. Semiona Skigina. Po egzaminie dyplomowym w lecie 2005 roku, w ramach którego dyrygował kilka przedstawień Ariadny na Naxos Richarda Straussa, otrzymał na tejże uczelni klasę akompaniamentu. Już podczas studiów Paweł Popławski był rozchwytywanym akompaniatorem. Od 2004 roku towarzyszy stale kursom mistrzowskim, m.in. Akademii Hugo Wolffa w Stuttgarcie, Szubertiadzie Schwarzenberg i Dniom Hugo Wolffa w St. Pauli. Jako korepetytor uczestniczył wielokrotnie w Międzynarodowych Warsztatach Operowych Schloss Laubach. Opera kameralna Schloss Rheinsberg zaangażowała go do produkcji KRONPRINZ FRIEDRICH Siegfrieda Matthusa. Latem 2006 przejął kierownictwo muzyczne operetki Franza v. Suppés DIE SCHÖNE GALATHEE. 2005 asystował Frankowi Beermannowi przy produkcji Tannhäusera w Minden, gdzie od miejscowego Towarzystwa Wagnerowskiego otrzymał stypendium oraz pobyt na festiwalu w Bayreuth. Jako dyrygent pracował m. in. z Symfonikami Berlińskimi, Symfonikami Brandenburskimi i orkiestrą Opery Komicznej (Komische Oper) w Berlinie.
Akompaniował w koncertach pieśni m. in. podczas festiwalu Gergieva w Rotterdamie, czy w Haus Wahnfried w Bayreuth. W sezonie  2006/07 Paweł Popławski był korepetytorem w Studio Operowym Opery w Zurychu a od 2007 korepetytorem solistów w Komische Oper w Berlinie. Od jesieni 2010 korepetytor solistów w Teatrze Magdeburg, gdzie od sezonu 2011/12 został drugim kapelmistrzem. Tutaj też dyrygował m. in. przedstawienia:  Carmen, West Side Story, Don Giovanni, Kopciuszek, Jenufa, Hello, Dolly!, Jaś i Małgosia, Madama Butterfly, Sen Nocy Letniej, Opowieści Hoffmanna, Nędznicy, Wesele Figara, Cyrulik Sewilski, Macbeth, Święto Wiosny, Lohengrin, La Sylphide, Student Żebrak, Wesoła Wdówka, Narzeczona z Messyny, Cyganeria, La Traviata oraz liczne koncerty. Od sezonu 2015/16 Paweł Popławski obejmie pałeczkę pierwszego kapelmistrza w Teatrze Bielefeld.  

Kto stwierdził u Pawła Popławskiego wrażliwość na muzykę? Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
 

Praktycznie stało się to przez przypadek, bo kiedy miałem dziewięć lat, mój kuzyn zaczął chodzić na lekcje fortepianu. To było jeszcze przed naszym wyjazdem do Niemiec. Pomyślałem sobie, że ja też będę się uczyć. To trwało tylko trzy miesiące, potem wyjechaliśmy, czyli do dwunastego roku życia nie grałem i szukając jakiegoś hobby pomyślałem, że może warto byłoby wrócić do muzyki. W Niemczech zacząłem u takiej „szalonej nauczycielki”, bezdzietnej Szwajcarki, która zaczęła mnie zabierać na koncerty, dawała mi kompakty do słuchania, nuty. Mógłbym o tym napisać książkę… Byłem takim jej wyjątkowym uczniem, który miał perspektywy osiągnięcia czegoś w przyszłości, a nie tylko grał dla zabicia czasu. To ona była czynnikiem sprowadzającym mnie na „złą drogę”. No i zszedłem,  zamiast wybrać jakiś "prawdziwy" zawód.


W ciągu krótkiego okresu czasu osiągnąłeś poziom artystyczny, na który inni wspinają się całe życie, często nadaremnie. Mogłeś zostać pianistą - czy zawsze chciałeś być dyrygentem?


Aby zostać pianistą, jeśli zaczęło się w wieku 12 lat, trzeba mieć wyjątkowe zdolności motoryczne. Na fortepianie trzeba wcześnie grać trudne utwory, żeby utrzymać poziom przez całe życie. Także przez tą panią, zacząłem akompaniować. Ona była wykształconą śpiewaczką, u niej wykonywaliśmy cykle, jak Winterreise i inne pieśni Szuberta. Chciałem pierwotnie studiować akompaniament, ale dyrektor chóru, w którym śpiewałem, zapytał mnie, czy nie wolałbym dyrygować orkiestrą . Studia dyrygentury trwają dziesięć semestrów, obejmują lekcje fortepianu i akompaniamentu. I ten dyrektor, którego czasami zastępowałem,  stwierdził kiedyś, że szybko czytam a vista, nie musiał płacić pianistom, tylko posadził mnie przy fortepianie. Ja się uczyłem tego całego repertuaru, a on miał pianistę – korzyść była obopólna. On był moim pierwszym nauczycielem, przepracował ze mną program na egzamin i jakoś się udało.
Czyli trochę śpiewałeś!?
Śpiewałem w chórze "Requiem" Verdiego, "Stworzenie Świata" itd.


Ponieważ nie wszyscy czytelnicy są zaawansowanymi melomanami – powiedz, do czego tak na prawdę jest potrzebny dyrygent?


To pytanie stawiają sobie ludzie na koncercie… Niektórzy profesjonaliści w orkiestrze też - uważają, że zadaniem dyrygenta jest podawanie tempa. W operze jest nieco inaczej, bo w operze dyrygent musi koordynować siedzącą w kanale orkiestrę ze śpiewakami na scenie, ponieważ praktycznie nawzajem się nie słyszą. Musi też organizować balans, kto gra za głośno, kto za cicho, zmiany temp, interpretować utwór, ale nie powinien być żywym metronomem. Orkiestra wysokiej klasy powinna zagrać i bez dyrygenta. Po co w symfonii Haydna dyrygent? Ważniejsza jest praca na próbach.
Bo orkiestra z dyrygentem wygląda ładniej?
Bez dyrygenta też wygląda dobrze.
Utworów którego kompozytora najchętniej słuchasz a którego dyrygujesz?
Ja dyryguję dopiero od mniej więcej piętnastu lat i w teatrze jako kapelmistrz od pięciu lat. Nie mogę sobie wybierać… Naturalnie temat Ryszarda Wagnera jest frapujący – albo się go kocha albo nienawidzi. Ja bardzo lubię jego opery i chętnie bym go dyrygował, miałem zaszczyt zadyrygować "Lohengrina". Była to wielka frajda.

Wiem od wykonawców, że dla nich też.  A słuchać?

Bardzo. Od czasu studiów "Tristana i Izoldy" zrozumiałem, dlaczego ten utwór uważany jest za narkotyk - praca ze śpiewakami nad tym utworem, to wyjątkowo wciągające zajęcie. Ostatnio pracowałem ze znajomą śpiewaczką nad rolą Izoldy... Kiedy się tę operę poznaje, to odkrywa się ciągle nowe detale. Dobry utwór nie powinien się znudzić – nie można tam zauważyć wszystkiego na raz – np. "Wesele Figara" grałem i słuchałem już tyle razy, a wciąż nie mam go dosyć.

Czyli Opera jest gatunkiem, który lubisz dyrygować najbardziej?

Tak. Repertuar symfoniczny też jest ciekawy, jest tyle wspaniałych utworów, ale może jest to też przypadek, bo będąc zaangażowanym akuratnie w teatrze dyryguje się więcej repertuaru operowego. W operze układ psychologiczny - międzyludzki, wydaje mi się ciekawszy. Symfonie dyrygowałem z orkiestrą młodzieżową, takie łatwiejsze utwory Dworzaka. Do tej pory nie miałem zbyt wiele okazji dyrygować koncertów symfonicznych.

Dyrygujesz operetki i musicale. Czy słuchasz też lżejszej muzy?

Jazz, klasyczny jazz bardzo mi się podoba, podziwiam ludzi improwizujących, umiejących nadać improwizacji formę i sens. Muzyka nie może być za prosta, musi być nieco skomplikowana w swojej strukturze. Są musicale proste z jakimś tam efektem, ale "West Side Story"  – to arcydzieło w  tym stylu, podoba mi się bardzo. POP to już nie.  Michael Jackson czy Beatlesi może też pisali w swoim stylu wspaniałe rzeczy, ale to mi się za szybko zaczyna nudzić. Na przykład "Rocky Horror Show", taki musical rockowy, to można sobie raz na parę lat posłuchać, raz na 10 lat wystarczy. Struktura utworu powinna być bardziej skomplikowana.

Jerzy Maksymiuk powiedział, że orkiestra musi mieć kata, dobroczyńcę albo Gandhiego, innym razem, że dyrygent musi być psychologiem. Który z tych typów jest ci najbliższy?

Nie chciałbym być katem dla orkiestry. Gandhi, nie wiem, o co chodzi – bez walki – pacyfizm? Być psychologiem - to prawda. Uważam, że każdy dyrygent musi zdobyć doświadczenie, żeby wiedzieć, jak dotrzeć do niektórych ludzi. Dlatego każdy szef orkiestry czy teatru nie powinien być za młody i życiowo niedoświadczony, bo to stanowisko niesie ze sobą tyle problemów, niemających nic wspólnego z muzyką, a którymi trzeba się zajmować. Ja jestem na przykład za młody. Dla mnie to byłoby za wcześnie, lepiej powoli dojrzewać.

Przychodzisz na próbę i stwierdzasz, że któraś sekcja jest danego dnia nie w formie – jak ich zmotywować?

To zależy:  jak się ich zna i można stwierdzić, że na przykład w ten dzień się nie wyspali czy są zmęczeni, albo imprezowali do późna, czy mają inne problemy i tylko tego dnia są słabsi, to jeśli zwykle dobrze grają, można machnąć ręką - jutro będzie lepiej. Ale jak ktoś stale źle gra, to trzeba o tym porozmawiać.

Zdarzają się dyskusje podczas prób?

To zależy od dyscypliny orkiestry. Nie powinno się marnować czasu na dyskusje podczas próby. Takie rzeczy powinno się omawiać po próbie, bez zegarka. Trzeba nauczyć się nie dyskutować z orkiestrą. Niektórzy zbyt chętnie wyrażają swoje zdanie.

Zdarza się, że muzyk ma rację ?

Dyrygenci nie lubią lub nie chcą przyznawać się do błędów.

A można?

Czasem trzeba powiedzieć: sorry, coś tutaj zrobiłem niedobrze. Udawanie że wszystko było OK., kiedy znajdzie się ktoś, kto się zorientuje, że coś jest nie tak, nie jest najmądrzejsze. Jak powiemy "moja wina, zagrajmy to jeszcze raz", to chyba lepiej.
Albo jak muzyk powie, nie dam rady – np. z mojego doświadczenia: w "Cyruliku Sewilskim" Rossiniego chciałem konkretne tempo. Flecistka nie mogła wygrać w moim tempie wszystkich nut, no i nie mogłem iść w zaparte. Powiedziałem: OK. Jeśli ta pani ma ambicję zagrania wszystkich nut na odpowiadającym jej poziomie i jest to tylko kwestia minimalnego zmniejszenia tempa, to zagramy tak, żeby jeszcze była energia, ale żeby muzyk nie czuł się „przejechany” przez dyrygenta, że wszystko jest nieważne, byle metronom był usatysfakcjonowany. Jest dla mnie lepiej, tak zareagować, bo wtedy muzycy mają poczucie, że się ich nie ignoruje.

Dyrygujesz przedstawienia baletowe – musiałeś dopasowywać tempa do tancerza?

Z baletem jest ten problem, że współcześnie balet ćwiczy z kompaktem, a nie z fortepianem i przez to nie ćwiczy elastycznych temp. CD ma jedno tempo. Dyrygując baletem zawsze mam wrażenie, że albo jestem za szybko albo za wolno, ale nigdy jak trzeba. Nigdy nie utrafi się dobrego tempa. Oni nie robią z tego tragedii. Oczywiście, że to też zależy od formy tancerza: w jeden dzień jest gorzej, a w drugi skacze sobie trochę szybciej. Raz, dla samokontroli, położyłem na pulpicie metronom w „Dziadku do Orzechów” i wszyscy byli zadowoleni. Pierwszy raz od pięciu lat powiedzieli, że tempa były poprawne. To rzadkość. Trzeba się dopasować, nie wolno "przejechać" tancerzy, bo to jest niebezpieczne dla ich zdrowia: nogi sobie połamią albo ponaciągają ścięgna...

Dyrygujesz z otwartymi oczami. Nie dajesz się ponieść – nie chcesz stracić orkiestry z oka czy jest to nawyk dyrygenta operowego, który stale musi koordynować?

Dyrygowanie z zamkniętymi oczami, to trochę taki show...  Karajan dyrygował na nagraniach, a orkiestra stała dziesięć metrów od niego, on w centrum, trochę takie dziwne... Po co dyrygować z zamkniętymi oczami – odłączać się? Ja nie boję się kogoś zgubić, i tak nie możesz patrzyć na wszystkich na raz, zawsze się kogoś konkretnego „łapie” wzrokiem.

Lepiej się muzykuje z kobietami czy mężczyznami?

To nie ma znaczenia. Generalnie grupy powinny być jednak lepiej pomieszanie, na przykład w Magdeburgu - grupa skrzypiec, to w większości kobiety i często się kłócą, ale są też i męskie "diwy".

Co odczuwasz, kiedy wieczorem wybrzmią ostatnie dźwięki – ulgę czy niedosyt?

To zależy jak poszło – jak poszło naprawdę super, to chciałoby się zacząć od początku, a jak trzeba było ciężko pracować i nie wiadomo było, jak to się skończy, to ulgę. Ale najfajniej jest, jak publiczność odczeka z oklaskami kilka sekund i takie napięcie jeszcze wisi w powietrzu. Generalnie to przyjemny moment.
Niektórzy dyrygenci odczuwają, jak pot im spływa po plecach...
A tak, czasem pot zalewa czoło i nie ma jak się wytrzeć w trakcie utworu.

Ile wolności artystycznej wytrzyma utwór, żeby być jeszcze rozpoznawalnym?

To zależy od jakości utworu. Są chóry amatorskie albo orkiestry amatorskie grające trudne utwory, poza ich zasięgiem, ale Bacha czy Mozarta nie da się "zniszczyć". Utwór bardzo dobry wytrzyma wolność dyrygenta. Mnie nauczono, żeby nie podchodzić do utworu na zasadzie, że muszę wymyślić koniecznie coś nowego, zmieniając tempa albo wprowadzając jakąś dziwną artykulację czy dynamikę. Jeśli do wykonania jest opera, to trzeba partie sobie samemu prześpiewać, samemu wyczuć, ile przerwy dane miejsce wytrzyma. Trzeba mieć szacunek dla kompozytora, chociaż nie wiemy dokładnie, jak Bach czy Mozart wykonywali swoje dzieła. Staram się przekonać wykonawcę do swojej wizji, aczkolwiek jestem otwarty na jego pomysły.

Co ci się podoba w Pawle Popławskim?

Nie umiem odpowiedzieć...

Może zrobimy przerwę?

Prędzej, co mi się nie podoba…

Kto jest twoim wzorem – ideałem dyrygenta?

To się zmienia. Na przykład Sergiu Celibidache – te jego wszystkie teorie, co opowiadał na lekcjach o muzyce, o relacji nut, o strukturze, sposobach próbowania. Wiele tygodni próbował w Monachium symfonię, żeby wszyscy wiedzieli, co kto gra i uwolnili się z wszelkich ograniczeń. Celibidache to geniusz, znał każdy utwór na pamięć, powiedział, że symfonie Brucknera mógłby napisać z pamięci. To ludzie z wyjątkowym talentem. Ale przed koncertem zawsze zaglądał do partytury. Ciekawe, że tacy, jak on, Barenboim czy Santi, którzy wiedzą wszystko, zawsze studiują od nowa. Nigdy nie powiedzieli, że nie ma po co studiować. Ci, którzy nie poświęcają czasu na dogłębne poznanie utworu, czasem nie wiedzą o nim nic, chociaż grają utwór już dziesięć lat - uważają, że nie ma już po co studiować…
Drugim idolem był Christian Thielemann. Potrafi stworzyć napięcie i zna dokładnie wszystkie utwory, które dyryguje. Śpiewacy i instrumentaliści nigdy nie obawiają się przy nim, że zabraknie im powietrza przed końcem frazy. No i mój profesor, który przez czterdzieści lat dyrygował niemal cały repertuar operowy. Uczył, że najpierw jest organizacja, dokładność a potem interpretacja, nie zaczynamy od końca.

O czym marzysz?

Aby mieć zdrowie i żeby wszystkie organy funkcjonowały na tyle, by możliwie długo pracować w tym zawodzie ...i oczywiście o czerwonym Ferrari.

Z kim chciałbyś pracować?

Ważne, żeby był poważnym artystą, a nie powierzchowny. Nie podoba mi się, że jak się wystawia operę, zjeżdża się towarzystwo na jedną próbę, nie ma czasu porozmawiać o roli, o prowadzeniu postaci, o kwestiach reżyserskich. Lubię śpiewaka poinformować, co, po co i w jakiej intencji śpiewa to czy tamto, tempo nie jest ani argumentem ani problemem, zawsze przekonuję śpiewaka do mojej interpretacji albo on mnie do swojej. Celibidache, jak wielki guru, zapraszał muzyków na rozmowy o muzyce. Wyobrażam sobie, jak oni siedzieli i rozmawiali. Nienawidził nagrań i uważał je za nonsens. Powiedział też, że nie jest bez znaczenia, gdzie i kiedy się gra, bo jest to niepowtarzalne. Teoretycznie potrzeba by 10.000 mikrofonów, żeby mniej więcej wyłapać konstelację wszystkich dźwięków. Mówił, że lepiej iść na koncert nawet mniej zdolnego wykonawcy czy słabszej orkiestry, aby się dowiedzieć czegoś o utworze, niż słuchać nagrań choćby najwybitniejszych interpretatorów.

Kim zostałby Paweł Popławski, gdyby nie został muzykiem?

Ciekawe – są takie filmy, gdzie wystarczy skręcić w lewo, nie w prawo i już wszystko toczy się inaczej... Ciekawiła mnie medycyna. Prawo, albo ekonomia nie za bardzo, trochę za suche, medycyna jest bardziej ludzka. Ciekawe, że jak się ma "dołek", to się zaczyna rozmyślać, dlaczego nie studiowałem tego czy innego. Muzyka, ale też malarstwo czy aktorstwo, to nie są zawody, które się wybiera, to one sobie praktycznie ciebie wybierają. Takie bardziej czarodziejskie, że nie da się ich rzucić, czy się od nich uwolnić i iść zarabiać więcej – o wiele więcej...

Zdarzają się zabawne sytuacje podczas prób albo przedstawień?

Na przykład, jak ktoś zapomni tekstu - odczuwa, jak powiedział Einstein, relatywność czasu: stoi na scenie i dwie sekundy odczuwa, jak by to były dwie godziny.
W "West Side Story" każdy wykonawca miał przyklejony mikrofon. Jeden kolega zapomniał tekstu i mówił tylko "Maria, Maria, Maria...", a ona tylko "Chino, Chino, co jest Chino?" - nie mogła mu podpowiedzieć, bo też miała włączony mikrofon. Albo kabel od mikrofonu przesunął się, rujnując jej fryzurę i wszyscy się z niej śmiali, a ona nie wiedziała dlaczego. Na próbach też jest czasem wesoło, ale na przedstawieniach bywa jeszcze śmieszniej, bo nie można po prostu przerwać…

Jak się pracuje w międzynarodowym zespole  – są różnice w mentalności?

O tak, ale zasadniczo nie interesuje mnie, skąd ktoś pochodzi. Południowcy faktycznie lubią odkładać wszystko na jutro, ale to się w końcu ustawia.

Pracowałeś z polską orkiestrą?


Nie, jeszcze nie.


Zadyrygowałbyś?


Chętnie, może coś się przydarzy?


Możesz jednym, dwoma słowami określić ludzi, z którymi masz tu do czynienia?
- szef


Jego znam już z Berlina...


Jedno, dwa słowa!


Kosmopolita.


- koledzy


Niektórzy kosmici.


Nastawienie do obcokrajowców


Słyszałem, że były problemy z grupami nazistów, ale teraz nie ma problemu.


Ćwiczysz przed lustrem?


Nie. Tylko czasem, żeby skontrolować postawę.


Co zabrałbyś na bezludną wyspę?


Regał z moimi partyturami i mój iPod.


Gdzie chciałbyś osiąść na emeryturze?


Berlin to druga ojczyzna – chciałbym tam wrócić. Mieszkałem tam ponad dwadzieścia lat.


Czy chciałbyś tam wrócić w celach zawodowych?


Tak. Na początku sezonu będę w berlińskiej Komische Oper dyrygować prawykonanie opery dla dzieci „Schneewittchen und die 77 Zwerge”  (Królewna Śnieżka i 77 Krasnoludków), australijskiej kompozytorki – Eleny Kats-Chernin. Zobaczymy, co z tego wyniknie – jeszcze to komponuje.


Ten rok to dla Ciebie rok zmian - przenosisz się jeszcze dalej na zachód.


Od sierpnia obejmuję batutę pierwszego kapelmistrza w Bielefeld. Po premierze w Komische Oper mam w Bielefeld premierę „La scala di seta” (Jedwabna drabina) Rossiniego. Poznam nowych ludzi, nowego szefa, może się czegoś nauczę - to doświadczony dyrygent, wcześniej był w Mannheim, tam mają wielki repertuar.
W Magdeburgu też dużo dyrygowałeś!
Musiałem szybko się uczyć - trzydzieści pięć produkcji w ciągu pięciu lat.


Za rok, pod koniec sezonu przyjedziemy do Bielefeld i zadamy Ci kilka pytań, zgadzasz się?  


Załatwię bilety.


A my zobaczymy co się zmieni w odpowiedziach…
Dziękujemy za poświęcony czas i życzymy, abyś po skończonym przedstawieniu zawsze odczuwał niedosyt.


Do zobaczenia w Bielefeld!

Z Pawłem Popławskim rozmawiał Bartek Bukowski



Kosmici i inni - wywiad z Pawłem Popławskim

Dzień Polonii w Berlinie

(10.05.2015)

Przed ratuszem dzielnicy Berlin-Reinickendorf w niedzielę 10. maja podczas festynu polonijnego zorganizowanego już po raz 4. przez Polską Radę i jej szefa Ferdynanda Domaradzkiego  

w Berlinie ze środków polskiego MSZ-u, który reprezentował z-ca ambasadora Tadeusz Oliwiński  oraz przy wsparciu  burmistrza dzielnicy Franka Balzera.

Mimo, że było dość chłodno pojawiło się kilka tysięcy osób, w większości Polaków mieszkających w Berlinie. Były występy artystyczne, konkursy. Organizacje polonijne przedstawiły na stoiskach profile i efekty swojej działalności.

Nasze stowarzyszenie RockinBerlin.Pl zaprezentowa
ło się już po raz trzeci. Na banerze zawiesiliśmy kolejny element naszej RockinBerlińskiej galerii jakim jest olejny portret rock’n’rollowego emigranta Krzysztofa Klenczona. Pokazaliśmy w dużym formacie projekty okładek Leszka Żebrowskiego dla naszego magazynu z roku 2014 i promowaliśmy cydr „Longshot” z polskich jabłek wyprodukowany dla niemieckiej firmy Werder Frucht.
Gościliśmy polonijną bajkopisarkę piszącą pod pseudonimem Elma Nielsen, która zaprezentowała trzy książki dla dzieci o kózce Klarze – www.klaraswelt.de


Dla smakoszy były polskie kulinaria.


Tradycyjnym akcentem była prezentacja kolejnego regionu Polski - Kurpi.
W holu sali widowiskowej ratusza wystawę zdjęć przepięknie uchwyconych krajobrazów Kurpi pokazała  Agnieszka Zielewicz,  w  zestawie jej pocztówek z tego obszaru „Magia Kurpi” przeczytaliśmy:   „wyjątkowa przyroda, piękne krajobrazy.. dawne obrzędy, zwyczaje

i sztuka ludowa.. wycinanki, rzeźby, sztuka bursztyniarska.. krzyże kapliczki przydrożne, głęboka wiara.. gościnność, życzliwość i żywe tradycje.. Oto wyjątkowość Kurpi.”
Po obejrzeniu kurpiowskiej prezentacji podczas festynu zgadzamy się

z powyższą opinią… może Bóg da, że pojedziemy kiedyś w tamten region.
Na scenie wystąpił także ludowy zespół kurpiowski .


Atrakcją wieczoru był występ zespołu „Enej”, którego
niestety nie obejrzeliśmy...  pojechaliśmy do Ambasady oddać nasze głosy… dla zmian.

Danuta Kwiecień


Piosenka na bis "Wszyscy święci balują w niebie" podczas koncertu Budki dla berlińskiej Polonii.

NIE-POLSKIE NAGRANIA

(01.05.2015)
Można podziwiać konsekwencję w dobrej sprawie jaką wykazuje Krzysztof Wodniczak. Hołduje zasadzie Larum Grają i o sprzedaży Polskich Nagrań zamieszcza artykuły w mediach prawicowych i polonijnych oraz na portalach społecznościowych. Teraz przyjął metodę skuteczniejszą, wyszedł z protestem na ulice. Dosłownie. Zorganizował dwie manifestacje w Poznaniu i Warszawie, podczas których uczestnicy zamanifestowali trzymając w rękach transparenty i okładki swoich ulubionych płyt długogrających jakie swego czasu wydane zostały przez Polskie Nagrania Muza.

Warszawska pikieta, manifestacja (odpowiednie podkreśl) rozpoczęła się przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w której uczestniczyło ok. stu artystów, animatorów kultury, kolekcjonerów płyt winylowych, dziennikarzy. Wśród manifestujących dostrzec można było: Krzysztofa Sadowskiego, Marka Ałaszewskiego, Krzysztofa Logana Tomaszewskiego, Sławomira Jaślara,Jacka Olechowskiego, Jacka Ejsymonda, Janusza Dąbrowskiego, Jerzego Bojanowicza, Andrzeja Wilowskiego. Pikietę uprzyjemniał swoja muzyką, swoim śpiewaniem Tadeusz Mandat Lis.

Delegację protestujących przyjął Dyrektor Generalny MKiDN Jacek Olbrycht, któremu wręczono petycję adresowaną do pani minister.

Następnie uczestnicy udali się do Ministerstwa Skarbu Państwa, gdzie złożyli stosowna petycję.

Na kolejnym zaplanowanym trakcie pojawił się Sejm R.P., w którym delegacja protestujących złożyła petycje w sekretariatach Marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego i Marka Kuchcińskiego. Czas dla delegatów (Marek Ałaszewski, Krzysztof Logan Tomaszewski i Krzysztof Wodniczak) znalazł Mariusz Błaszczak - przewodniczący klubu Prawa i Sprawiedliwość.

Kończąc pobyt w Warszawie grupa dziennikarzy spotkała się w kawiarni Czytelnik z Piotrem Kabajem - prezesem Warner Music Poland (nabywca Polskich Nagrań), który starał się szczegółowo wyjaśnić wątpliwości związane z transakcja jakiej dokonano 29 styczna br. czyli tj. data sprzedaży Polskich Nagrań.



Poniżej skrócona treść petycji jak
ą przekazano w ministerstwach i sejmie.

Domagamy się pełnego i publicznego wyjaśnienia okoliczności upadku, Polskich Nagrań, okoliczności sprzedaży dalszych losów firmy wszak nie została zlikwidowana, tylko sprzedana, a więc co tak na prawdę sprzedano skoro archiwa i prawa do nich teoretycznie pozostały w rękach instytucji kontrolowanych przez państwo. Jakie mamy gwarancje, że w sytuacji, kiedy to nadzór państwa doprowadził do upadłości firmy, inni sobie lepiej poradzą z zarządzaniem tym, co po Polskich Nagraniach pozostało.

Wierzymy, że dyrektor NINA wywiąże się z roli bibliotekarza i kustosza, ale co z licencjami na wznowienia, kompilacje. Czy wzorem poprzednich władz przedsiębiorstwa państwowego ignorowane będą podstawowe zasady obrotu prawami wydawniczymi? Przez kilkanaście lat minister skarbu i minister kultury i dziedzictwa narodowego nie wyciągali wniosków z nieudolnego kierowania Polskimi Nagraniami i to nie proces sądowy ze spadkobiercami Anny German, ale te zaniedbania doprowadziły do upadu przedsiębiorstwa.

Licencjonobiorcy, w tym na przykład Piotr Kabaj potrafili zarabiać na wznowieniach, kompilacjach tak zwanych "Złotych kolekcjach", a właściciel nagrań nie.

Prosimy o wyjaśnienie następujących kwestii: Kto doprowadził do upadku przedsiębiorstwa Polskie Nagrania i jaką poniesie odpowiedzialność. W podmiotach prawa handlowego firmy za swoje zobowiązania odpowiadają

kapitałem zakładowym, a członkowie władz spółek za skutki swoich decyzji, własnym majątkiem. Czyżby stanowiska w przedsiębiorstwach państwowych zwalniały z odpowiedzialności i były jedynie miejscem synekur, źródłem dobrych zarobków, bez odpowiedzialności za skutki swoich złych decyzji.Wspomniany powyżej proces był jedną z przyczyn upadku przedsiębiorstwa.

Jeśli wyceniono je, na kwotę 8.1 miliona złotych, czy zaspokoi to dawne i przyszłe roszczenia z tytułu tantiem i honorariów. Firma Warner Music Poland sp. z o.o. ma kapitał zakładowy ledwie 50.000 zł. a jako nowy właściciel przejmuje zobowiązania firmy, czy będzie to wystarczające zaspokojenie, gwarancja.

Skoro nadal dysponentem nie tylko w sensie materialnych nośników nagrań, ale i praw wydawniczych, nadal są podmioty państwowe NAC i NINA, to właściwie co kupił Warner Music Poland?

Można mieć wątpliwości, aby był to tylko znak towarowy firmy, która od dwudziestu lat nie prowadziła żadnej działalności wydawniczej, ograniczając się do nieudolnego zresztą, zarządzania zasobami archiwalnymi.

Wydawnictwo z tak długą tradycją upadło, ale powołuje się inne wydawnictwa państwowe takie jak NINA, to przejaw niekonsekwencji miejsce "niesłusznych" przedsiębiorstw państwowych powołuje się nowe "słuszne" podmioty, tym razem udające instytucje wyższej użyteczności.

                                                                                       KRZYSZTOF WODNICZAK
                                                                                      (jeden z sygnatariuszy petycji)

(24.04.2015)

W środę 22 kwietnia br. o godz.15.00 przed Urzędem Wojewódzkim w Poznaniu al. Niepodległości odbyła się pikieta zorganizowana przez środowisko artystyczne nie zgadzające się ze sprzedażą firmy o 60-letniej tradycji - Polskie Nagrania.

Dokonał tego syndyk masy upadłościowej powołany przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego i ministra skarbu. Kupił te skarby kultury narodowej amerykański koncern Warner Music Poland za śmieszną kwotę 8 mln zł. Główny organizator poznańskiego protestu Krzysztof Wodniczak wręczył petycję wojewodzie wielkopolskiemu Piotrowi Florkowi. Każdy z uczestników przyniósł z sobą okładkę longplaya, jakie wydały Polskie Nagrania, aby utworzyć ruchoma scenografię dobrą do pokazania w telewizji. Pojawiły sie też transparenty np. rymowane: "Co jest grane? Polskie Nagrania sprzedane!", "Brawo! Takie mamy prawo. Wszystko można sprzedawać - i za nic nie odpowiadać", "Zaległych tantiem nie płacić. Niech się Warner bogaci", "Były winile i pozostały łzy krokodyle", "Transakcja udana! Polska muzyka za ocean wyeksportowana", "Mocne uderzenie po kieszeni", i bardziej "ostre" polityczne "Sprzedajna klasa polityczna jest winna upadku polskiej kultury", "Dorobek Polskich Nagrań budowany przez 60 lat znika...","Naród bez kultury muzycznej nie istnieje"."Kto stoi za Warner Music Poland?", "Stop kupczeniu muzycznymi dobrami narodowymi".
Organizatorzy akcji otrzymują coraz więcej potwierdzeń, że postępują słusznie, ale i pojawiają się wątpliwości czy te manifestacje (pierwsza 22 kwietnia w Poznaniu przed Urzędem Wojewódzkim o godz.15.00, druga w stolicy 29 kwietnia o godz. 12.00 przed Ministerstwami Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Skarbu, a także przed Sejmem RP) coś zmienią. Sądzimy, że demonstracje ludzi nieobojętnych i zatroskanych o sprawy publiczne są dobrym pomysłem, chociaż niektórzy temat podchwycą i podniosą wrzask, by wykorzystać sprawę w wyborach prezydenckich - choć organizatorzy chcieliby tego uniknąć. Naszą intencją jest omijanie wszelkich przejawów politykierstwa i bieżącej polityki.

Co do meritum, jeśli rzeczywiście ktoś umyślił, by sprzedać firmę państwową o dużym znaczeniu dla kultury muzycznej kraju, to musi zostać napiętnowany i w jakiejś dotkliwej formie ponieść karę. Na pytanie - jaką? - nie mamy gotowej odpowiedzi. Przede wszystkim wnioskujemy o przedstawienie szerokiej i precyzyjnej informację w postaci petycji podpisanych przez organizacje twórcze.


Fot.
1 - Krzysztof Wodniczak wręcza petycje Wojewodzie Wielkopolskiemu Piotrowi Florkowi
Fot.
2 - Uczestnicy poznańskiej pikiety
Fot. Hieronim Dymalski


(19.03.2015)

Apel i zaproszenie

Media prawicowe opublikowały informacje - kiedy tracimy po kolei niektóre dobra narodowe, co zrobić w takiej sytuacji? Może należy zebrać ekspertów prawa autorskiego i adwokatów, którzy z  muzykami i autorami wytoczą proces o bezprawną sprzedaż Polskich Nagrań, naszej polskiej własności. Ponadto wycofać dzieła z archiwum Warner Music Poland jako bezprawnie przejęte. Potrzebni są  dobrzy prawnicy w kraju i za granicą najlepiej od zaraz. Zdaję sobie sprawę, że nie należy tej akcji-protestu kojarzyć z jakimkolwiek aktem politycznym.

W imię solidarności środowiskowej – jako że jestem związany ze światem muzyki od półwiecza - staję w obronie interesu publicznego, a także artystów kompozytorów, autorów, dyrygentów, aranżerów i producentów.

Przygotowywaną akcję obrony robię to con amore. Myślę, że wspólne pospolite ruszenie uda się zrealizować bez nakładów pieniężnych. Koszt autokaru z Poznania pokryją sami uczestnicy. Mieszkańcy Warszawy dotrą na Krakowskie Przedmieście, miejsce zbiórki - Ministerstwo Kultury, po czym przejdziemy do ul. Kruczej (około 2 km), gdzie mieści się Ministerstwo Skarbu, a na zakończenie przed gmach Sejmu RP przy ul Wiejskiej i tam wręczymy petycję marszałkowi Radosławowi Sikorskiemu.

Obok transparentów, każdy z uczestników niech poniesie okładkę swego ulubionego longplaya, który będzie elementem wizualnym naszej akcji-protestu (może zostanie to pokazane w telewizji lun innych mediach).

Na początek społeczna akcja protestu w Warszawie, 29 kwietnia 2015 r., potem koncert(y), m. in. 17 maja br. w Poznaniu -  koncert-protest „Teraz dokąd Polsko?".

W międzyczasie prowadzone będą rozmowy z adwokatami. Rządzący ani opozycja nam nie pomogą. Bierzmy to w swoje ręce i serca wierząc, że się uda. Proszę mi życzyć wytrwałości w moim, mam nadzieję, nie  „donkiszotowym" działaniu.
                                                                          Krzysztof Wodniczak


(01.02.2015)

Najważniejsza informacja z czwartku 29 stycznia zapewne umknęła serwisom informacyjnym. Trzeba zrobić raban, spowodować zamieszanie in plus. Zorganizować cały zgiełk. Ministrowie Kultury i Skarbu poprzez swojego syndyka masy upadłościowej sprzedali Polskie Nagrania.

Ofertę złożyła już firma Warner Music Poland, która Polskie Nagrania kupiła za 8 milionów złotych. Pojawił sie też Wiesław Prusiecki tajemniczy biznesmen z Poznania oferując 2.OOO.OOO zł za część rozrywkową. Wpłacił wadium 1 mln. zł, ale wycofał sie po dziesięciu dniach z kupna.
W stan upadłości Polskie Nagrania zostały postawione w 2013 roku. Trzykrotnie syndyk wystawił te fonograficzną firmę na sprzedaż. Sprzedał dzisiaj za cenę wywoławczą 8,1 mln zł.
 Przypomnę, że po upaństwowieniu firmy Muza w 1947 roku, Polskie Nagrania,  które zresztą do 1956 roku występowały pod tym szyldem "Muza - Polskie Nagrania" przejęła cały dorobek fonograficzny muzyki nie tylko  rozrywkowej, ale jazzu i klasyki. To unikatowe i bezcenne zabytki, dziedzictwo polskiej kultury zostało sprzedane za grosze. Firma Warner musiałaby wydać kilkaset razy więcej, aby zatrudnić tyle orkiestr, solistów, zarejestrować setki pozycji z klasycznej literatury muzycznej. Powiem wprost, nie cierpię korporacji, zwłaszcza takich jak Warner, który jest właścicielem marketów Mediamark wytwórni płytowych, filmowych, kilku kanałów telewizyjnych. Dlaczego wydawnictwo NiNA otrzymuje z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wielomilionowe dotacje, a dyrektor festiwalu niby teatralnego tylko na samą Maltę wydaje rocznie 12 milionów złotych. Zrezygnować w jednym roku z maltańskiego festiwalu i całą płytotekę Polskich Nagrań można  byłoby przekazać we właściwe ręce. Nie stać ministra na taką kwotę, aby na przykład zasoby Polskich Nagrań chronić jako dobra kultury narodowej i przekazać pod kuratele na przykład Biblioteki Narodowej.
 W Ameryce instytucja pod nazwą Biblioteka Kongresu pełni właśnie taką rolę, jaką powinna pełnić Biblioteka Narodowa. Przejmują zbiory bankrutujących firm fonograficznych, czy wytwórni filmowych, aby je zachować.
Nie chcę płacić tantiem Warner Music Poland za możliwość słuchania polskiej muzyki.
A czy przypatrywały sie temu zabiegowi biznesowemu nasze służby ABW, CBS i inne?
Czy nie da się nic z tym zrobić? Może jednak jakiś głos środowisk muzycznych przydałby się w tej sprawie. Przerażająco niska wycena. Jak robili symulacje spece od biznesu, wyszło im na to, że w przeciągu pół roku z samych licencji Warner Music Poland to zwróci się, a dalej czysty zysk. Nadal nie rozumiem, że jest wiele podmiotów państwowych, które nie do końca mają jasny status, nie wiadomo czym się zajmują, ale ochronę dziedzictwa nikt, co teoretycznie ma w szyldzie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa narodowego. Nowa pani minister nadal robi to samo, czyli rozdaje kasę wedle klucza towarzysko kuratorskiego. Powtarzam, na licencjach mogłaby zarabiać jakaś publiczna instytucja w rodzaju Biblioteki Narodowej i mieć pieniądze na inną działalność. W tej chwili zysk ma tylko Warner. Firma ma ogromne zasługi w  wykańczaniu polskiej fonografii. Niezależny wydawca zwyczajnie do sieci Mediamark nie zostanie wpuszczony, chyba, że z góry zapłaci, podobnie jest z Empikiem. Wbrew pozorom branża kulturalno rozrywkowa mogłaby być dochodowa, ale ministerstwo robi wszystko, aby tak się nie stało.
                                                      Krzysztof Wodniczak


(02.02.2015)
  Całkowicie zgadzam się z Krzysztofem! W decyzji o haniebnej sprzedaży wiekowego dorobku polskiej kultury muzycznej komuś tam za  nędzną jałmużnę, jest co prawda jakaś furteczka dla chętnych do korzystania ze skarbów kultury drogą państwową, ale  - jak znam życie - jest to cd. oddawania dorobku całego narodu w ręce prywatnych cwaniaków. Najpierw bezmyślnie zniszczyliśmy polski przemysł (stoczniowy, lotniczy, rybołówstwo itp), teraz czas na dorobek kultury. No, mamy jeszcze lasy. Sprzedać, niech sobie jakieś koncerny otoczą je drutem kolczastym, a potem wytną. Kogo nimi w Europie uszczęśliwimy?  Cena wywoławcza 8 mld zł. "Głupi! Głupi! Głupi!" (A. Mickiewicz Pan Tadeusz).

    Zupełnie nie rozumiem, dlaczego milczą wszystkie liczne (może zbyt porozbijane i porozdrabniane) polskie związki twórcze ze stowarzyszeniami dziennikarskimi na czele. No, powiedzmy w ogonie...  
                                                                                                                                      Zenon Bosacki



Zdjęcie z albumu

(24.06.2015)
20 lat temu, w dniu 24 czerwca 1995 roku artyści Christo i Jeanne-Claude dokonali oficjalnej prezentacji "Owiniętego Reichstagu". Ponad rok stał tak owinięty postrzegany jako symbol nadziei na przyszłość Niemiec, będąc jednocześnie atrakcją dla Niemców z połączonego kraju i turystów z całego świata. Po zakończonym w roku 1999 remoncie i przebudowie pozostaje magnesem dla turystów, codziennie ustawiają się kolejki chętnych do obejrzenia panoramy Berlina z przeszklonej platformy widokowej Reichstagu.


INKA 1946 - Niech żyje Polska, życzenie śmiercią opłacone



„Inka 1946” to historia sądowego mordu,
zrealizowana przez Wojciecha Tomczyka jako sztuka Teatru TV.

Pamięć o Ince jest nadal żywa w Trójmieście i na Wybrzeżu,. Autor pisząc scenariusz, na bazie zachowanych w IPN dokumentów i poprzez rozmowy ze świadkami starał się dojść do prawdy o każdej postaci, do przeszłości bohaterów – by przypomnieć  o powojennej tragedii - Danuty S
iedzikówny, ps. Inka - sanitariuszce i łączniczce AK. Niespełna 18-letniej dziewczyny, która przyłączyła się do oddziału partyzantów i w czasie potyczek z UB, opatrywała rannych… obu walczących stron. Zdradzona, aresztowana pod zarzutem mordowania jeńców, którym w rzeczywistości ratowała życie. Poddana brutalnemu śledztwu, nie zdradziła. Osądzona pośpiesznie wyrokiem kary śmierci, została rozstrzelana. Umierając krzyknęła: Niech żyje Polska!





7. marca 2015 wyświetliliśmy film "INKA 1946" - Wojciecha Tomczyka – dramatopisarza, scenarzysty, a także producenta filmowego i telewizyjnego, który po projekcji opowiedział nam o zbieraniu materiałów do scenariusza filmu. Spotkanie poprowadził Bartek Bukowski.
Obecne były prof. Teresa Nawrot i Ewa Dmoch, które przygotowują dwa spektakle Norynbergi - Wojciecha Tomczyka.
Pierwszy w wersji niemieckiej, drugi dla Polonii w j. polskim.





21. marca 2015 odbyło się drugie,
tematycznie powiązane spotkanie upamiętniające Żołnierzy Wyklętych.

Program rozpoczął artysta berlińskiej sceny operowej - Marek Picz,  Rotą przysięgi Żołnierzy AK- nadaną rozkazem gen Grota-Roweckiego... i "
Piosnką o naszym Lwowie" - ze słowami Henryka Zbierzchowskiego oraz muzyką dra Rudolfa Sieczyńskiego (http://www.niedziela.pl/artykul/64474/nd/Zapomniana-piosenka-gdzies-pod-sercem) .
Wykład prof. Jana Żaryna przypomniał czas i ludzi, o którch historia już nie milczy. Przypomniał wydarzenia tragicznych dla wielu żołnierzy lat 1939 - 1963.





Projekcja i dyskusje odbyła się w ramach
XVI i XVII After Time in the Gallery FREIES MUSEUM BERLIN
przy
Bülowstrasse 90, 10783 Berlin o godz. 18:00.

NIEMEN ŻYJE...
(23.02.2015)
W roku bieżącym zatelefonowałem do Tadeusza Sklińskiego, czy jako RockinBerlińczyk nie wybrałby się na wycieczkę do Berlina porozmawiać w klubowej atmosferze o Niemenie. Odparł na tą propozycję, że ma lepszy pomysł… Przyjedzie z Krzysztofem Magowskim reżyserem biograficznego filmu o Niemenie, który aktualnie wyświetlany jest w polskich kinach.

Niemen żyje...
taki przekaz przywiózł reżyser Krzysztof Magowski najnowszej filmowej biografii Czesława Niemena - "Sen o Warszawie", którą obejrzeliśmy we Freies Museum Berlin podczas 15. już After Time in the Gallery.

Przyjechał również nasz Niemenolog - Tadeusz Skliński, któremu zawdzięczamy możliwość prezentacji naszym klubowiczom tego filmu i jego reżysera.
Gości przywitała kierująca galerią Marianna Wagner , a z naszej rockinberlińskiej strony Danuta Kwiecień. W klimatyczny nastrój wprowadził zebranych tytułową piosenką "Sen o Warszawie" - Andrzej Szpak.

...Po filmie ocierano z oczu łzy, film nagrodzono brawami i później długo trwała dyskusja, przyszła też kolej na rozmowy przy winie. Dla wytrwałych wyświetliłem jeszcze nasz dokument "Ślady Niemena w Berlinie"...

Wiele osób ściskało mi dłonie z podziękowaniami za to spotkanie...
RockinBerlin
Oczywiście pojawił się Jack Daniels (Single Barrel)

Country Music Meeting 2015.

(09-02-2015)
Moje dwa spotkania podczas krótkiego pobytu na berlińskim Country Music Meeting. Pierwsze to Sinatra, specjalna edycja Jacka Danielsa... spora cena- za litrową butelkę 140,-euro, jednak nie odmówiłem sobie małej próby smakowej... to jest to co lubię. Drugie, z muzyką duetu Sentiment Falls, którzy na paseczkach u szyji mieli napisy Poland, ale okazało się, że są Szwedami...

RockinBerlin

3 x After Time in the Gallery FMB:

12*  W czwartek
(29.01. godz.19.)
wyświetliliśmy kilka naszych filmów dokumentalnych z Galerii Freies Museum Berlin:
"Synecdoche - Innensassinne Orchester". " 6 Meter vor Paris - Eustachy Kossakowski" i "Ślady Niemena w  Berlinie" -
rozmowy o Czesławie Niemenie z Wojtkiem Mrozem (redaktorem Radia Multi Kulti), Joe Kucerą i Elą Wożniewską.

13* W piątek
(30.01. godz.19.) nasza rozmowa z Romualdem Lipko zarejestrowana przed koncertem Budki Suflera w Berlinie i wideo z koncertu zespołu dla tych, którzy nie byli i dla tych, którzy chcieli posłuchać raz jeszcze.

14* A w sobotę
(31.01. godz.18.)... muzyczne wspomnienia... Przed laty zorganizowaliśmy w Domu Polskim kilka wieczorów z zespołem JanBand w którym śpiewał Wojtek Sowiński kilka spotkań "Gdzie się podziały tamte prywatki".
W takim wieczorze po latach Wojtek w swoim recitalu przypomniał w wielkim skrócie historię polskiej piosenki i jej przeboje XX wieku. (obok wideo z fragmentem występu).

Wystawa...

Minęło 9 lat od uruchomienia naszego portalu internetowego www.rockinberlin.pl.
Pomiędzy 21.stycznia, a 4.lutego 2015 we Freies Museum Berlin, Bülowstrasse 90, 10783 Berlin.
zaprezentowaliśmy wystawę złożoną:
z
dwóch obrazów namalowanych dla nas przez berlińskich artystów - Edmunda Gunscha i Stefana Dybowskiego,
ponad 20 fotosów z naszego archiwum w dużym formacie
i 3 propozycji okładki dla naszego Magazynu wykonanych przez znanego plakacistę Leszka Żebrowskiego.
Swoje prace przedstawi
iła z nami niemiecka artystka - Walpurga. Obok kilka zdjęć.

OŚWIATA

Bal przebierańców

(21.01.2015)

To już tadycja!
Bal przebierańców Stowarzyszenia Oświata,

do którego organizacji przyłączyliśmy się urzyczając oświetlenia i urządzenia do projekcji wideo.
Nasz odgrzewany pomysł by bawić się przy wideoklipach lat 80. jak i wcześniejszych z lat 60-70., sprawdził się. Większości ta forma spodobała się. Pewno tylko nie tym, którzy chcieli patrzeć w oczy partnerowi w tańcu :)
Było kolorowo i wesoło...
Powstał plan... by ściągnąć pomysł z Hamburga i zorganizować wiosną ... piknik w kapeluszach!
Śledźcie naszą stronę, będziemy informować

RockinBerlin & Sowa

UNIWERSYTET TRZECH POKOLEŃ

„O dlotach do sfer niebieskich”

(17.01.2015)

Tak nazwałbym wykład polskiego filozofa i pisarz
a, dr Kamila Sipowicza podczas kolejnego spotkania i wykładu w ramach polonijnego Uniwersytetu Trzech Pokoleń, 16 stycznia 2015 w gmachu Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie.
Tematem było: stosowanie psychodelików w kulturach słowiańskich, a w szczególności - przez największych twórców polskiej kultury oraz teoria psychodelicznych źródeł religii oraz archeobotaniki.
Po wykładzie przy lampce wina, na którą tradycyjnie zaprosili organizatorzy można było stawiać Kamilowi Sipowiczowi kolejne pytania drążące temat „zakazanych” polskich środków psychodelicznych.
Do nabycia była Encyklopedia polskiej psychodelii  jego autorstwa. Zakupiliśmy ją i my
, dla poszerzenia naszej rockinberlińskiej wiedzy…

RockinBerlin

Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego